Atrybuty męskości vol. 1

Dzisiaj oczywiście zamieściłem czwarty już rozdział opowiadania „Od dawna chciałem to zrobić”. Choć krótki wywróci do góry nogami całość dotychczasowych wydarzeń i skieruje sprawę na zupełnie nowe tory. Do zakończenia jeszcze trochę i nadal mam nadzieję, że uda mi się Was zaskoczyć. Rozdział piąty także znalazł się na swoim miejscu. Tym goręcej zapraszam do lektury, że po niej sprawy zdają się stanąć na głowie i już prawie zupełnie nie wiadomo będzie o co chodzi. To tylko pozory i mam nadzieję, że uważni czytelnicy będą w stanie już sobie wyrobić opinię na temat zakończenia.

Muszę się Wam też pochwalić jedną rzeczą: Nigdy nie myślałem, że podpisywanie Wam książek może być tak przyjemne. 😀 Po pierwszej chwili niewielkiej nieśmiałości teraz ta rola coraz bardziej mi się podoba. Więc jeśli ktoś z Was będzie miał ochotę sprawić mi tę przyjemność niech się nie krępuje. Pozostaję do Waszej dyspozycji.

Muszę też posypać głowę popiołem. Otóż na stronie 30 „Gniewnego lata” wkradł się niewielki błąd. Pojawiająca się tutaj w wierszu 16 od góry Matthias Straβe została, nie wiedzieć czemu, zapisana przez jedną literkę „T”, zarówno w treści jak i w przypisie numer 23 na samym dole strony. Niestety, pomimo wielu prób wyłapania wszystkich błędów ten jeden mi umknął. Proszę o wybaczenie.

Już w czasie świąt niejaki Covalus [kompletnie nie znam człowieka :-P] umieścił swoją opinię na temat “Gniewnego lata” na portalu lubimyczytać.pl Ten typ jest moim wrednym przyjacielem, który swoją osobowością zasłużył na to aby trafić na karty moich opowiadań. Nie będę się odnosił do jego subiektywnych odczuć dotyczących wrażeń z czytania książki, bo każdy powinien o niej wyrobić sobie zdanie samodzielnie, ale muszę zająć stanowisko w jednej, istotnej dla mnie kwestii, którą on tam poruszył. Napisał bowiem tak:

“A przecież dopiero co wujek Adolf zajął Austrię i szykuje się do dalszego tournée po Europie. Prześladowania Żydów są na porządku dziennym. Tego nie widzi się w Breslau.
A szkoda, bo buduje nam się obraz miasta wyjętego z pewnych ram. A ono w tym ramach funkcjonowało”

Otóż zauważony przez niego brak pewnych sytuacji w opisie miasta wcale nie jest błędem czy przekłamaniem historycznym. Może się to wydać dziwne, szczególnie że wschodnie prowincje Niemiec znane były ze szczególnie zajadłego antysemityzmu. Jednakże dokonałem dość szczegółowych poszukiwań w źródłach i okazało się, że akty przemocy wobec wspomnianej mniejszości narodowej, owszem, miały miejsce po wprowadzeniu osławionych “ustaw norymberskich” w 1935r. w całych Niemczech, ale tak naprawdę widoczne na ulicach stały się dopiero na jesieni 1938r. Naród niemiecki jest dość pragmatyczny w podejściu do życia i tym chyba można wytłumaczyć dlaczego oszczędzał żydowskie sklepy, zakłady usługowe etc. Wszak nie opłacało się to między innymi dlatego, że w takich sklepach towar bywał zasadniczo lepszej jakości, a co ważniejsze – był tańszy od podobnego, dostępnego w sklepach “aryjskich”. Co innego inne branże. Żeby nie być gołosłownym posłużę się cytatami z “Historii społecznej Trzeciej Rzeszy” Richarda Grunbergera jako że w tej pracy zebrano w zasadzie wszystkie odpowiedzi na zarzuty Marcina. Żeby było śmieszniej, książkę tę dostałem właśnie od niego 🙂

W tomie drugim, rozdziale 30, zatytułowanym “Żydzi”, na stronie 363 (mojego wydania: PIW; 1987) autor pisze co następuje:

Nazistowscy władcy, choć w końcu ulegli obłędowi ludobójstwa, na razie wciąż jeszcze byli dostatecznie racjonalni, by łagodzić rygory ideologiczne ekonomiczną kalkulacją.

Skoro więc przykład nie szedł z góry to trudno oczekiwać aby społeczeństwo samo z siebie działało w tym kierunku, tym bardziej, że kolosalną, jeśli nie kluczową rolę, odgrywała tutaj propaganda.

Nieco dalej na tej samej stronie znaleźć można następujące słowa:

Z drugiej strony, na przykład, żydowscy przedsiębiorcy byli niekiedy całkiem bezpieczni, gdyż likwidacja ich zakładów mogłaby była tylko zaszkodzić działaniom władzy na rzecz pełnego zatrudnienia” (pisownia oryginalna).

I jeszcze niżej kolejne zdanie na potwierdzenie tezy o pewnych przesłankach ograniczających represje:

Rzecz paradoksalna: istniał nawet nieznaczny odłam ludności żydowskiej – związany z handlem odzieżowym i żywnościowym – który autentycznie dorobił się na nazistowskiej odbudowie ekonomii i siły nabywczej społeczeństwa. Jeszcze w 1938 roku wielu żydowskich właścicieli sklepów mimo bojkotu zdołało utrzymać się w handlu; w tym czasie niektórzy z nich przeżywali wręcz prosperity.

Teraz druga kwestia, czyli podejście ludzi do kwestii wywoływanych pogromów. Doskonale obrazuje ją cytat ze strony 366 wspomnianego wyżej rozdziału:

Pogrom podzielił społeczeństwo niemieckie na trzy grupy: na jednym krańcu – wstrząśnięci, ale milczący*); na drugim – szabrownicy i sadystyczni kibice**); rozległe miejsce pośrodku zajmowali ludzie obojętni…”

  • *) – potwierdzają to depesze do Foregin Office z brytyjskich konsulatów w Kolonii i innych miast.
  • **) – “Po długim oczekiwaniu wreszcie berlińczycy mieli okazję dobrze się zaopatrzyć. Futra, dywany, cenne tekstylia – wszystko to można było mieć za darmo. Ludzie byli zachwyceni” – pisał dr. Goebbels w swoim dzienniku. [za: H.G. Adler, “Pogromme und Konzentrationslager”].

Przypisy jak w oryginale.

Skoro więc “rozległy środek” był obojętny, to uznałem, że na takie postawy Willi miał szansę trafiać najczęściej w swoich peregrynacjach po Breslau.

Kwestia trzecia. W swojej pracy, w tym zakresie, p. Grunberger stawia tezę, jakoby jedną z przyczyn wybuchu pogromów Żydów w Niemczech była mocna i aktywna postawa społeczeństwa austriackiego w omawianym zakresie, którą ono przejawiało w okresie po anszlusie. Przykład idący z południa został wdrożony w całych Niemczech z powodzeniem na jesieni 1938r. a jego apogeum stała się “noc kryształowa”. Wcześniej, a więc w lecie tego roku, społeczeństwo niemieckie przyjęło postawę wyczekiwania, pełną dystansu i rezerwy. Dopiero impuls odpowiedniej propagandy popchnął niezdecydowanych w objęcia obłędu żądzy krwi:

W okresie “zimnych pogromów”, aż do roku 1938, można było jeszcze głuszyć najgorsze obawy, ale “kryształowa noc” i groźba Hitlera ze stycznia 1939 roku nie dawały już możliwości do fałszywej interpretacji.

I na koniec moim zdaniem najważniejszy cytat z tej pracy (str. 367):

Fakt, że aż do 1938r. Żydom w dużych miastach oszczędzono na ogół fizycznych napaści, tłumaczy się także w pewnym stopniu obawą reżimu przed rozbudzeniem zagranicznych podejrzeń lub obrazą do narodowej skłonności do porządku. Stosunkowo mała liczba aktów gwałtu przeciwko Żydom przed pogromem listopadowym nie może być jednak w żadnym stopniu traktowana jako dowód masowej odporności na antysemityzm.” (podkreślenie ASZ)

Powyżej przytoczone cytaty oraz analiza zagadnienia w innych źródłach dała mi podstawy do takiego, a nie innego przedstawienia rzeczywistości w ówczesnym Breslau. Pozwala mi to, moim skromnym zdaniem, na wytłumaczenie dlaczego w opowiadaniach opisujących wydarzenia  z lata 1938r. pozwoliłem sobie odpuścić obrazy związane z pogromami Żydów. Zatem teza postawiona przez Marcina w jego opinii, jakoby “mój Breslau” został wyjęty z pewnych ram” jest zasadniczo błędna i nie mogę się z nią zgodzić. Owszem – od każdej zasady może znaleźć się wyjątek, ale w tym wypadku uznałem, że człowiek stojący w opozycji wobec tamtej władzy będzie chciał uniknąć takich konfrontacji, które będą od niego wymagały zajęcia czarno-białego stanowiska w przedmiotowej kwestii.

Temat ucisku żydowskiej ludności Niemiec pojawi się jednak w opowiadaniach kolejnego tomu przygód Wilhelma, kiedy to przyjdzie mu się zmierzyć z ostracyzmem i działającą “oficjalnie” władzą. Uważni czytelnicy mogli zwrócić uwagę na pewien wątek zawarty w opowiadaniu “Gryzący dym wspomnień“. Chodzi o “Sprawę Klinnerów”, która wtedy zostaje zapoczątkowana. Jej to dotyczą brakujące rozdziały w opowiadaniach, które dostali do czytania moi zaufani czytelnicy,a o które mnie często pytają. Łączyć się one będą w dodatkowe, piąte, opowiadanie zbioru, które jednak nie zostanie zaprezentowane na niniejszej stronie internetowej i będzie dostępne wyłącznie w wydaniu książkowym.

Marcin wprowadził swoją opinię, jednak pojawiła się też pierwsza prawdziwa recenzja “Gniewnego lata”, co dokonało się na ważnym dla mnie portalukryminalnym.pl. Tutaj bowiem p. Marta Zagrajek pokusiła się o ocenę moich wypocin. Tym dla mnie cenniejszą, że pozytywną i bardzo ciepłą, za co serdecznie dziękuję. Odniosę się do tego tekstu tylko w jednej kwestii. Moja żona oraz kilka innych czytelniczek moich opowiadań (o, zdaje się, bardziej pruderyjnym podejściu do pewnych tematów) zwracała mi uwagę na fakt częstego pojawiania się w treści książki kobiet. Niestety, nie da się ukryć, że społeczeństwo ówczesnego Breslau nie składało się tylko z samych facetów, ale od czasu do czasu pojawiała się tam też jakaś babka. Te śliczniejsze przedstawicielki ludzkiego rodu darzone są szczególną atencją przez Willego, co powoduje, że ich szczególne opisy trafiają także do jego wspomnień. Czy to źle? Niektóre panie mówią, że to seksistowskie i nie bardzo już dzisiaj “trendy” (czy jak się to tam pisze). Na to samo zwraca uwagę p. Marta pisząc:

Liczba kobiet pojawiających się na kartach tej książki i ich dokładne opisy mogą wydawać się denerwujące, ale jeśli to upodobanie do płci pięknej przyjmiemy za charakterystyczną cechę prywatnego detektywa, nabierają trochę innego wyrazu.

Nie byłbym sobą gdybym nie zabrał w tym miejscu głosu. Okazuje się bowiem, że p. Marta niezwykle trafnie odczytała to co sobie zamierzyłem od samego początku. Konstrukcja psychiczna Wilhelma powstawała na długo zanim powstało pierwsze opowiadanie, które jest częścią zbioru “Gniewne lato”. Wszystko zaczęło się od pewnego wypadku niewidomego, emerytowanego dróżnika kolejowego dożywającego swoich dni przy torach prowadzących do Jeleniej Góry (tak – to Hirschberg był wtedy :-D). Bohater mój, jego podejście do życia, jego poglądy, jego upodobania (między innymi do piwa, o którym pisze Marcin), jego charakter czy owa “szczególna atencja wobec płci pięknej” zostały gruntownie przemyślane i wybrane, wcale nie po to aby komukolwiek dopiec, sprawić przykrość czy zrobić na złość. To świadomy zabieg mający trochę wyjść ponad ramy wszechobecnej dzisiaj poprawności. Wysłuchałem kiedyś pewnego wywodu, którego autorka dowodziła, że takie właśnie postawienie sprawy będzie powodowało odpływ ode mnie czytelników spośród przedstawicielek piękniejszej płci. Wierzę jednak, że tak się nie stanie, tym bardziej, że p. Marta (będąca bądź co bądź przedstawicielką tej nacji) dowodzi mojej tezy że kobiety także będą w stanie również polubić Willego dokładnie takim jakim on jest, czyli takiego troszkę pociesznego, troszkę niezdarnego, a troszkę szarmanckiego “psa na baby”, który jednak doskonale wie jak się przy nich zachować i jak się dla nich poświęcić. Tutaj uchylę rąbka tajemnicy. W pierwszym opowiadaniu “zimy” Wilhelm  pozna “wybrankę swojego serca” i zakocha się bez pamięci… 🙂

Co ciekawe, p. Marta umieściła treść swojej recenzji pod opinią Marcina na portalu lubimyczytać.pl

linia_1

Dziś zajmiemy się czymś co chodziło mi po głowie już jakiś czas temu. Sprawcą zamieszania i tym, który wywołał ten temat jest jeden z moich zaufanych czytelników, którzy dostają opowiadania do recenzji jako jedni z pierwszych, zanim one pojawią się tutaj. Dopytywał się dlaczego taką rolę przykładam do tych aspektów ówczesnego życia społecznego, które dzisiaj są już niemal zapomniane (no, może z małymi wyjątkami). Tak się obecnie składa, że w sytuacji gdy metroseksualni „faceci” w rurkach na ogolonych nogach, z powłóczystymi szalikami na alabastrowych szyjach zobaczą kogoś w klasycznym kapeluszu na głowie to pukają się po swych wypielęgnowanych, nakremowanych czołach zagiętymi palcami o lakierowanych paznokciach. Nie żebym coś miał do dbających o siebie facetów, ale facet to facet i czasem musi śmierdzieć, czasem musi drapać nieogoloną brodą, czasem jego testosteron musi wylewać mu się zza kołnierza. Dlatego między innymi wybrałem na czas akcji moich opowiadań okres kiedy każdy prawdziwy facet miał sznyt, pachniał piżmem, nosił grube, kosztowne garnitury i szyję owijał wełnianym szalem pasującym idealnie do kapelusza z szerokim rondem, a jak wyprowadzał swoją Panią na miasto to poza odpowiednim portfelem dysponował odpowiednią siłą argumentów aby przekonać każdego „grubego Otto z Schultheiβ Palast” do swoich racji. Dziś omówimy więc kilka pojęć, które dla współczesnych mogą być tak mentalnie odległe, że aż zapomniane. Nie jestem fachowcem w kwestiach strojów i ogólnie pojętej mody. I nie chcę być, postaram się Wam dziś jedynie przybliżyć jedynie te rodzaje kapeluszy jakie pojawiają się w moich opowiadaniach.

Kapelusze jakie można spotkać w „Gniewnym lecie” są odzwierciedleniem moich upodobań w tym zakresie (o czym niżej). Facet w kapeluszu to… No brakuje mi argumentów. To po prostu facet. Taki z jajami gdzie trzeba, z kastetem w kieszeni gdy trzeba i z miękkim ramieniem dla jego kobiety, gdy ta akurat ma chęć się wypłakać. Trzeba jednak przyznać, że wybór nakryć głowy wtedy był dość spory. Poniżej oczywiście znajdziecie listę ich rodzajów, choć oczywiście ówcześnie było ich znacznie więcej to tutaj koncentruję się na tych, które albo się pojawiają, albo dopiero się pojawią w prezentowanych treściach przeze mnie w najbliższym czasie.

Do niedawna kapelusz służył, nie tylko jako ozdoba, ale również jako funkcjonalna część męskiego ubioru, mająca chronić od słońca, deszczu i wiatru. Stąd wziął się jego klasyczny kształt. Większość takich właśnie modeli kapeluszy składa się z tych samych części, różniących się najczęściej kątami i proporcją poszczególnych elementów:

  • materiał filcowany (najczęściej wełna owcza lub włos króliczy w kosztowniejszych modelach),
  • sztywna główka zwana też koroną (przeważnie formowana na parze i pod ciśnieniem aby nadać odpowiedni kształt i pożądaną sztywność),
  • rondo,
  • paski i inne ozdoby wokół podstawy główki.

Poza rozmiarem (mierzonym w centymetrach obwodzie głowy ponad uszami i po czole do potylicy) poszczególne modele kapeluszy różnią się między sobą kształtem korony i ronda. Kolory to kwestia drugorzędna, choć jaśniejsze barwy „zmierzały” w kierunku wersji sportowych, czy raczej mniej zobowiązujących. Klasycznym przykładem takiego procesu jest kwestia wingtipów – czyli pierwotnie butów do gry w golfa, które z czasem stały się popularnym obuwiem noszonym na co dzień, przez niektórych traktowanym jako szczególny rodzaj elegancji.

Takie buty zakłada Willi udając się w “Niewinnych kłamcach” do lokalu Bruno. Pierwotnie było to typowe obuwie sportowe, z czasem jednak przystosowane do zadań bardziej eleganckich, szczególnie w otoczeniu kontrastowego ubioru nawiązującego do ich kolorystyki. W tej wyprawie na głowę wkłada też białą fedorę (choć ta nazwa nie pada w treści) od Borsalino, która będzie idealnie do nich pasować.

Jakiż więc wybór miał ówczesny gentleman w kwestii nakrycia głowy? Całkiem spory, choć dość często mocno powiązany ze strojem i okazją.

Fedora

Najbardziej uniwersalny i najłatwiej rozpoznawalny model kapelusza, który może być noszony zarówno do strojów mniej zobowiązujących (tutaj zalecane są jaśniejsze odcienie) jak i tych oficjalnych i bardziej eleganckich. Cechą charakterystyczną fedory jest biegnąca przez środek korony fałda przypominająca nieco klin, który może być dowolnie modelowany przez użytkownika. Mogły mu towarzyszyć także charakterystyczne wgłębienia w ścianie czołowej. Do tego szerokie i elastyczne, płaskie rondo, które nie jest usztywnione na krawędziach, co powoduje, że w zależności od potrzeb można je dowolnie układać. Zasadniczo jednak, ze względu na charakterystykę materiału, z którego wykonano kapelusz, najczęściej z przodu rondo opadało ponad oczy, a tył wywijano do góry. Powyżej ronda mocowano szeroki otok z kokardką.

Ten model męskiego nakrycia głowy powstał w pierwszym dziesięcioleciu XXw. i stał się popularny niemal na całym świecie już w latach 30-tych i 40-tych. Swój udział w tym miał Humphrey Bogart, którego niemal znakiem rozpoznawczym była fedora właśnie. W tym kapeluszu grał zarówno w „Sokole maltańskim” jak i w „Casablance”. W tym ostatnim wypadku nawet wystąpił w nim na plakacie reklamującym film. Taki model kapelusza nosił także Indiana Jones, a białą fedorę prezentował również Michael Jackson w trakcie wielu koncertów. Jego nazwa pochodzi od głównej bohaterki sztuki teatralnej o tej właśnie nazwie, Fedory Romanowej, która taki rodzaj kapelusza w niej nosiła. Jest to nad wyraz szykowne i męskie nakrycie głowy, które oczywiście nie powinno być noszone do dresu czy jeansów… Wiem co mówię. Mam dwa i są zaje… bardzo fajne 🙂 Dlatego też ten rodzaj kapelusza Willi nosi najchętniej.

Na koniec jeszcze mała dygresja, na którą sam się któregoś razu złapałem. Otóż ten typ kapelusza bywa czasem błędnie określany  mianem “Borsalino”. Błąd ten wywodzi się z faktu, że firma o tej właśnie nazwie zajmująca się produkcją kapeluszy z klasycznej fedory uczyniła jeden ze swoich flagowych produktów. Trilby z nadzwyczaj szerokim rondem to drugi ich charakterystyczny model. Firma ta działa do dziś ubierając w swe produkty gwiazdy i wszelkiej maści VIPów (ceny mają dramatyczne) nadal w ofercie posiadając szereg fedor.

Trilby

Trilby jest czymś więcej, niż zmniejszoną fedorą, o co się powszechnie podejrzewa ten rodzaj kapelusza. Tak, ma zasadniczo ten sam kształt główki, jednak wyraźnie mniejszą wysokość jej tylnej części i wyraźnie wyższy jej przód powoduje, że sprawia wrażenie w charakterystyczny sposób uniesionego do tyłu. Potęguje to szczególnie bardzo wąskie rondo, znacznie węższe niż w fedorze, przeważnie usztywnione na obwodzie. W związku z tym trilby noszony jest w szczególny sposób, z opuszczonym w dół rondem na przodzie i podniesionym na tyle, nadając w ten sposób niepowtarzalny profil.

Wykonany w dobrych modelach z króliczej wełny, bywa także spotykany jako produkt wełniany (czasem różnych, mniej szlachetnych odmian), tweedowy, a nawet nylonowy czy słomiany (sic!). Mówi się, że ten rodzaj nakrycia powstał w wyniku niemożności zakładania fedory w trakcie prowadzenia samochodu, ale w rzeczywistości pochodzi od nazwy sztuki o tej właśnie nazwie autorstwa George du Mauriera z 1894r. Tego typu kapelusze noszono w trakcie jej premiery w Londynie rok później co przyczyniło się do nadania im takiej a nie innej nazwy. Bardzo często jest błędnie opisywany jako odmiana fedory – z czym już nawet nie chce mi się walczyć. Mam nadzieję, że teraz nikt już nie będzie miał wątpliwości.

Wilhelm zakłada kapelusz tego typu wychodząc z Rolandem w 3 rozdziale “Wrogiego przejęcia” z restauracji Schulmbachów w celu odebrania okupu.

Porkpie (nie znam aktualnej polskiej nazwy)

Rodzaj kapelusza o bardzo niskiej, płaskiej (ew. lekko wypukłej w centrum) główce z charakterystycznym przetłoczeniem po obwodzie i wąskim rondzie noszone pierwotnie przez angielskie i amerykańskie kobiety począwszy od 1830r. Do produkcji możliwe było użycie niemal dowolnego rodzaju materiału: słomy, filcu, bawełny, jedwabiu, płótna czy słomy. Klasycznym użytkownikiem kapeluszy tego rodzaju byli aktorzy kina niemego z Basterem Keatonem na czele:

Przeglądając zdjęcia z okresu międzywojennego z Breslau oraz różnego rodzaju filmy nie zwróciłem uwagi aby było to popularne wtedy nakrycie głowy.

Homburg

Miękki, wełniany bądź częściej filcowy kapelusz w kroju podobny do kapelusza tyrolskiego z zagłębieniem biegnącym przez środek symetrycznie wyniesionej główki oraz otoku z jedwabnej taśmy. Jego cechą charakterystyczną było wywinięte ku górze, usztywnione na obwodzie rondo. Znany już w latach 80-tych XIXw. rozpowszechniony szczególnie przez księcia Walii, który później stał się królem Anglii, Edwardem VII. On to wypatrzył kapelusz tego rodzaju na głowach witających go mieszkańców miasta Bad Homburg, w Hesji i przyjął do użytkowania w zastępstwie bardziej oficjalnego cylindra.

Jak widać powyżej – kapelusz tego rodzaju nosił z upodobaniem Winston Churchill. Bliższy naszemu podwórku będzie niejaki pan Anioł, gospodarz domu z serialu “Alternatywy 4”.

Melonik/w USA zwany: Derby

Ten rodzaj kapelusza, podobnie jak Homburg, charakteryzuje się podwiniętym, raczej wąskim rondem usztywnionym na krawędzi. Różnica pomiędzy nimi polega na kształcie główki. Melonik posiada ją specyficznie wypchaną ku górze, sztywną, bez żadnych przetłoczeń i fałd. To właśnie powoduje, że przypomina ona kształtem owoc melona, co przekłada się na nazwę kapeluszy tego rodzaju w różnych językach (po niemiecku to “Melone”). Do produkcji stosowano w zasadzie tylko filc bądź wełnę owczą. Sposób produkcji powodował, że meloniki były wodoodporne.

Meloniki powstały jako odrębny gatunek kapelusza gdzieś w połowie XIXw. Szczególnie upodobali je sobie Brytyjczycy, szczególnie Ci pracujący w centrum londyńskiego City. Ten rodzaj kapelusza bardzo często można spotkać także na głowie Elżbiety II, królowej angielskiej bowiem są to kapelusze zarówno chętnie noszone przez mężczyzn jak i przez kobiety, przy czym w tym drugim wypadku meloniki bywały w różnych barwach, poza tradycyjnie męską czernią. Tutaj trzeba jednak nadmienić, że przed wojną, w Niemczech, kapelusze te nie były specjalnie popularne wśród kobiet i w zasadzie można je było zobaczyć na głowach wyłącznie męskich. Jednakże nie były szczególnie popularne i raczej były domeną osób starszych, często o tradycyjnych, konserwatywnych poglądach. Typowo polskim propagatorem meloników był przekrojowy profesor Filutek. W “Gniewnym lecie” można go spotkać chociażby na głowie ogrodnika pracującego w ogrodzie Drobnicka w czasie gdy “Villę Kissling” odwiedza Willi.

Cylinder

Dzisiaj to bardzo oficjalne i “dystyngowane” nakrycie głowy. W XIXw. było jednak tak popularne jak w okresie międzywojennym była fedora. Kapelusz tego rodzaju został wyprodukowany po raz pierwszy przez Johna Hetheringtona już 1 797r. Charakteryzował się wysoką, walcowatą główką z sztywnym, prostopadłym do ścianek denkiem oraz wywiniętym po bokach głowy, wąskim rondem. Ze względu na zastosowanie (najczęściej noszony w towarzystwie fraka) produkowany z atłasu (pokrywającego sztywną wełnianą, filcową bądź nawet tekturową podbudowę), rzadziej z aksamitu bądź wprost z filcu. Dziś spotkać można także cylindry produkowane ze skóry i innych materiałów.

Ze względu na zastosowanie, cylindry były zasadniczo “kapeluszami balowymi” co oznacza, że nie noszono ich codziennie, a do szczególnych okazji, do oficjalnych strojów.  Ambasadorem cylindrów był Abraham Lincoln, który praktycznie się z nimi nie rozstawał. Dzisiaj znany z noszenia skórzanych cylindrów jest gitarzysta zespołu Guns’n’Roses – Slash.

Cylinder ze względu na swój kształt powodował, że trudno było go transportować, dlatego powstał specjalny rodzaj tego typu nakrycia głowy – szapoklak – pozwalający na jego złożenie:

Panama

Opisane wyżej kapelusze to głównie nakrycia głowy wizytowe, do strojów formalnych i bardziej zobowiązujących. Kapelusze typu “Panama” takie nie są. To lekkie, słomkowe nakrycie głowy produkowane z liści łyczkowca dłoniastego, które nie drewnieją, w różnych odmianach kształtów, które odpowiadać mogą wszystkim opisanym wyżej modelom kapeluszy. Wbrew pozorom kapelusze tego rodzaju nie wywodzą się z państwa o tej samej nazwie. Pochodzą z Ekwadoru, a rozpowszechnione w trakcie budowy kanału panamskiego taką właśnie nazwę otrzymały. Najbardziej znanym ośrodkiem produkcji tego rodzaju kapeluszy są dwa ekwadorskie miasta: Cuenca oraz Montecristi (to ostatnie głównie ze względu na jakość produktów). Miarą jakości tego wyplatanego ręcznie kapelusza jest liczba włókien na centymetr, którą zapisuje się jako dwie liczby: dla liczby słomek “w poprzek” i “wzdłuż”. Wersje 3-4 to towar pośledniej jakości, 5-6 już całkiem dobre, ale bywają wzory o 20 a nawet 40 splotach, z tym, że ich cena sięga już dziesiątek jak nie setek tysięcy dolarów. Czas pracy nad takim kapeluszem może wynosić nawet kilka miesięcy.

Kształty panam naśladują pozostałe gatunki kapeluszy, więc można spotkać fedory, trilby czy nawet meloniki. Jest  jednak jedna cecha charakterystyczna tylko i wyłącznie dla tych letnich kapeluszy. Otóż panama w wersji optimo, charakteryzująca się specjalnym szwem przez środek główki, umożliwia jej rolowanie i przechowywanie w takim właśnie stanie złożonym bez straty fasonu.

Z czym noszono panamy? Generalnie z wieloma rodzajami materiałów, szczególnie kraciastymi, pasiastymi tworzących nieformalne stroje, szczególnie lekkie, letnie kombinacje. Zasadniczo jednak były to ubiory mniej oficjalne, rozrywkowe jak byśmy dziś powiedzieli. Czy do jeansów jednak też pasowała? Absolutnie nie czuję się na siłach tego powiedzieć, bo nie jestem fachowcem w kwestiach mody. Ja bynajmniej takiego połączenia nie zaobserwowałem w materiałach z epoki.

Co ciekawe – w USA powszechnie jest przyjęte (do dziś), że kapeluszy słomkowych, bez względu na rodzaj, nie powinno się nosić po 15-tym września. W latach 20-tych odbyły się tam nawet uliczne protesty przeciwko przyzwoleniu na ich noszenie po tej dacie, których celem było zmuszenie władz do wydania odpowiednich regulacji prawnych zabraniających tego “niecnego procederu”.

Kanotier/Boater

Kolejnym, dość specyficznym, rodzajem kapelusza słomkowego, a więc z definicji, letniego był kanotier. Nazwa pochodzi od francuskiego słowa “wioślarz” i oznacza kapelusz o płaskiej, regularnej główce otoczonej szeroką taśmą i prostopadłym rondzie. Kapelusze tego rodzaju wyplatane były z grubych splotów o dość specyficznym układzie tworzącym rodzaj choinki. Pojawiły się one w drugiej połowie XIXw. i pierwotnie noszone były zarówno przez kobiety jak i przez mężczyzn. W latach 20-tych jednak spotykano go wyłącznie na męskich głowach.

W “Gniewnym lecie” kapelusz tego rodzaju nosi na głowie ochroniarz w piwiarni Conrada Kisslinga przy Junkern Straße w piątym rozdziale “Wrogiego przejęcia”.

Stetson

Na koniec mała dygresja, choć podobna do określania fedor mianem “borsalino”. Spotkałem się bowiem ostatnio że kapelusze kowbojskie, o szerokich, zakrzywionych ku górze po bokach rondach i wysokiej główce z przegięciem w osi, nazywane są mianem Stetsonów. Mnie to nie drażni, ale “Stetson” to nazwa znanego amerykańskiego producenta kapeluszy, nie tylko tych kowbojskich.

linia_1

W drugiej części, za jakiś czas, opiszę pojawiające się w moich opowiadaniach pozostałe “atrybuty męskości”, czyli broń jaką posługuje się zarówno Willi jak i ludzie z którymi się spotyka. Mam tu na myśli nie tylko broń palną ale różnego rodzaju inne środki przymusu bezpośredniego. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Źródła:

 

linia_1

Napisano Od dawna chciałem to zrobić, Wpisy inne, Wyroki jesieni | Oznaczone jako: , , , | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 21
    • 70
    • 551
    • 3 911
    • 693 172