Breslau kolarstwem stał i basta!

Szukając pewnych informacji na temat Hali Stulecia trafiłem na bardzo ciekawy wycinek jej historii. Niewielkie zaangażowanie w szperanie w źródłach i oto pojawia się temat, o którego znaczeniu dla miasta nie miałem bladego pojęcia. Sport w Breslau to jedno z tych zagadnień, które prędzej czy później zagości na tej stronie jako temat jednego z kolejnych wpisów. Jednakże to tak duża kobyła, że chyba podzielę ją na części. Dzisiaj zajmiemy się tyko jej niewielkim wycinkiem.

Co ciekawe, obserwacja rozwoju i zmian w czasie, różnego rodzaju sportów, ich aren, ale także widowni w szczególności jest doskonałym dowodem na ewolucję miasta i jego rozrywek. Dowodem na to, że Breslau w okresie międzywojennym był miastem na wskroś europejskim, nowoczesnym i dającym mieszkańcom różnego rodzaju formy spędzania wolnego czasu. Pomimo swej lokalizacji nieco na uboczu wobec innych metropolii Niemiec było to miasto, które mogło się poszczycić wieloma sportowymi sukcesami, których dzisiaj możemy tylko zazdrościć.

Dziś będzie o kolarstwie.

Ta dyscyplina sportu traktowana z początku trochę jako konkurencja dla jazdy konnej, była taką młodszą siostrą hippiki. Ponieważ ludzie zawsze mają w sobie żyłkę do rywalizowania, prześcigania się, kto jest lepszy, to i na tym polu kolarstwo gorsze od jazdy konnej nie mogło być. Więc naśladując gonitwy organizowano, od samego początku popularyzacji roweru jako takiego, wyścigi. Co ciekawe, jeszcze w 1893r. organizowano takie zawody na trasie Wiedeń – Berlin. Ich ideą było między innymi udowodnienie wyższości roweru nad koniem, co poniekąd udało się zwycięzcy, Josefowi Fischerowi z Monachium, który dystans ten pokonał niemal dwukrotnie szybciej niż jeździec wierzchem. Zajęło mu to dokładnie 31h 22 min i 4s.

W Breslau sport związany z wyścigami rowerowymi zagościł już w roku 1885r. za sprawą Pierwszego Wrocławskiego Klubu Kolarskiego, którego członkowie założyli wtedy Towarzystwo dla Wyścigów Wielocypedów, którego głównym celem była budowa toru kolarskiego. Stan ówczesnych dróg sprawiał bowiem, że ściganie się na nich było chyba gorsze od Camel Trophy gdzieś w okolicy równika. Wybudowany ich staraniem obiekt w dzisiejszej dzielnicy Dąbie zainaugurował działalność 4 lipca 1886r. Rozegrano wówczas kilka ciekawych konkurencji, jak na przykład wyścig z przeszkodami, w trakcie którego należało pokonać różne nasypy, bariery i płoty. Były też wyścigi rowerów z wysokim przednim kołem, trójkołowców… Do wyboru, do koloru…

Ostatnia dekada XIXw. to krystalizacja, sztandarowych później, konkurencji na torach kolarskich Europy. Zaistniał więc podział na jazdy szybkie – sprinty, na 1000, 2000m oraz jazdy długodystansowe, na 30, 50, 100km, ale też na czas – np 6 dniowe maratony (o czym dalej). Co ciekawe, mniej więcej od początku XXw. wielką popularnością wśród widowni zaczęły się cieszyć wyścigi za tzw. schrittmacherami, czyli… motorami. Pomysł ten, aby jadący przed kolażem motocyklista tworzył mu tunel powietrzny, zrodził się w USA i stamtąd przywędrowała na tory Europy, w tym i Niemiec. Dzięki temu rozwiązaniu prędkości kolarzy dochodziły do 70-80km/h co przy ostrych i stromych wirażach i torze długości niecałych 400m, powodowało, że wyścig był bardzo pasjonujący i widowiskowy. Ponieważ maszyny (zarówno rowery jak i motocykle tamtych lat) były dość kapryśnymi, bardzo częste były na torach wypadki, w tym także i śmiertelne. Nie trzeba chyba mówić, że własnie takich, mrożących krew w żyłach, wydarzeń oczekiwała publiczność na trybunach najbardziej. Najtragiczniejszy wypadek zdarzył się w 1909r. w Berlinie, kiedy to po karambolu na torze motor schrittmachera przeleciał nad jego krawędzią i wpadł wprost w tłum widzów. Żniwo zebrał też eksplodujący zbiornik z paliwem i w efekcie zginęło 8 osób, a ponad 50 było rannych.

Zawody rozgrywane na torze na Dąbiu przed wybuchem przyciągały ogromne rzesze widzów. Same treningi kolarzy oglądało regularnie 1000 widzów. W owym czasie taką widownię na meczu piłki nożnej uznawano za “nadzwyczajne wydarzenie”. 23 kwietnia 1911r. w dniu otwarcia sezonu zebrało się na torze 8000 osób, a na Złoty Puchar Wrocławia w 1913r. przyszło około 13.000 widzów. Jak widać, sport ten miał wielką siłę oddziaływania na umysły ówczesnych.

Każdego roku wrocławianie mieli okazję oglądać przynajmniej kilka dużych wyścigów. Były to głównie zawody długodystansowe, a część z nich była cykliczna, rozgrywana co roku w podobnych okresach:

  • Großer Oderpreis – Wielka Nagroda Odry, czas jazdy 1h
  • Kleiner Oderpreis – Mała Nagroda Odry, wyścig na 30km,
  • Großer Frühlingpreis – Wielka Nagroda Wiosny, wyścig na 50km,
  • Kleiner Frühlingpreis – Mała Nagroda Wiosny, wyścig na 30km,
  • Goldene Breslaupreis – Złoty Puchar Wrocławia, rozgrywany od 1907r bieg na 100km za motorami, <- co ciekawe, przed wybuchem wojny zawody te miały lepszą i bardziej znamienitą obsadę niż niejedne mistrzostwa Europy czy świata,
  • Der Große Fligerpreis von Schlesien – Wielka Nagroda Śląska – odpowiednik Złotego Pucharu dla sprinterów (1000m).

Wrocławska rakieta – Richard Scheuermann

Na fali tych zawodów, ich popularności i przyjeżdżających do miasta sław wyrósł nam tutaj nasz własny, breslauerski “matador”. Mowa o urodzonym w 1876r. w Neumarkt (Środa Śląska) Richardzie Scheuermannie. Pierwotnie brał udział w wyścigach sprinterskich, ale w 1900r. przeszedł do długodystansowców, gdzie zwyciężał wiele razy, dając powód do dumy breslauerom,  a z ich miasta czyniąc niemal stolicę światowego kolarstwa torowego. Aby się z nim zmierzyć przyjeżdżały tutaj sławy z całego świata.  Początki na krótkim dystansie nie zapowiadały późniejszej eksplozji talentu. Mimo to do 1902r. jego osiągnięcia również mogły budzić respekt:

  • 1900 – Mistrzostwa Europy – 4 miejsce w wyścigu na  100km,
  • 1901 – Mistrzostwa Eurpy – 3 miejsce w biegu na 2000 m,
  • 1901 – Zimowe mistrzostwa (torowe, w hali) w Freidenau – 3 miejsce w drużynie z Walterem Rütt’em,
  • 1902 – Wielka Nagroda Tandemów – zawody w Lipsku – 1 miejsce z Otto Meyerem,
  • 1902 – “Wyścig Mistrzów” (Prämienfahren) w Lipsku – 1 miejsce.

Po przewie spowodowanej najprawdopodobniej wypadkiem na torze, w którym poważnych obrażeń doznał jego schrittmacher, do czynnego uprawniania sportu wrócił z impetem w 1904r.:

  • 1904 – Mecz krajowy (Kopenhaga, Dania) – 1 miejsce w konkurencji tandemów z Willim Arend’em,
  • 1905 – “Wyścig Mistrzów”  w Berlin-Steglitz – 1 miejsce w konkurencji 3 x 2000m,
  • 1905 – Grand Prix w Steglitz w konkurencji tandemów – 1 miejsce,
  • 1908 – Mistrzostwa świata w Berlin-Steglitz – 1 miejsce w konkurencji tandemów wraz z Wagnerem, 5 miejsce na dystansie 100km,
  • 1909  – Mistrzostwa Środkowych Niemiec, Derby Magdeburga – 1 miejsce,
  • 1910 – Mistrzostwa Niemiec w Breslau – 1 miejsce na dystansie 100km,
  • 1910 – “Der Zürileu”, Grand Prix Zurichu – 1 miejsce,
  • 1910 – Wielka Nagroda Jesieni w Barmen – 1 miejsce,
  • 1910 – Grad Prix Chany – 2 miejsce,
  • 1911 – Wielka Nagroda Jesieni w Kolonii – 1 miejsce
  • 1911 – Mistrzostwa świata w w Draźnie – 2 miejsce,
  • 1911 – Grand Prix Europy w Lipsku –  2 miejsce
  • 1911 – Mistrzostwa Niemiec – 3 miejsce,
  • 1911 – Mistrzostwa Eurpy w Breslau – 3 miejsce na dystansie 100km za motorami,
  • 1912 – Mistrzostwa Niemiec – 3 miejsce na dystansie 100km,
  • 1913 – Mistrzostwa Niemiec – 2 miejsce na dystansie 100km.

Do tej imponującej listy trzeba dodać kolejnych kilka Złotych Pucharów Wrocławia, które z powodzeniem zdobywał i bronił w latach 1909, 1910 i 1912r. Fachowe pismo kolarskie “Rad-Welt” w podsumowaniu roku 1912 dla Niemiec umieściło Richarda Scheuermanna na pierwszym miejscu listy zawodowców jako najlepiej zarabiającego i uzyskującego najlepsze wyniki. Gwiazda “rakiety” jaśniała tak mocno, że wrocławscy kelnerzy sprzedawali w czasie zawodów wyłącznie “Scheuermann-Bräu”, a sprzedawcy kartek pocztowych nie nadążali z drukowaniem podobizn mistrza. Czyżby już wtedy rozpoczęła się moda na gadgety związane z naszymi sportowymi idolami?

Niestety blask tej gwiazdy zgasł dnia 7 września 1913r. kiedy to Scheuremann startował w zawodach w Kolonii. Tuż po starcie świadkowie zauważyli, że z tylnej opony schrittmachera zawodnika o nazwisku Guinguard, niejakiego Lawsona, zaczęło uchodzić powietrze. Wypadek był nieunikniony, ale nikt nie był w stanie mu zapobiec gdyż nie istniały prawie środki komunikacji między zawodnikami, a obsługą (hałas pracującego silnika motoru był tak wielki że kierujący nim nie wiele słyszał, a ścisk na torze powodował, że nie bardzo miał jak się koncentrować na tym co dzieje się poza nim). W końcu Lawson przewrócił się i zsunął w dół toru. Guinguard zdołał uniknąć wywrotki, ale Scheuermann i jego przewodnik wjechali z ogromną prędkością w Lawsona. Wszyscy trzej natychmiast zostali przewiezieni do szpitala. Niestety, mimo usilnych starań lekarzy zarówno Scheuermann jak i jego schrittmacher – Reingold z powodu obrażeń wewnętrznych zmarli jeszcze tego samego dnia.  Wrocławska rakieta wróciła po śmierci do swego rodzinnego miasta, gdzie widzowie tak go uwielbiali. Na pogrzeb przyszło tyle ludzi, że trzeba było wzywać policję do zaprowadzenia porządku. Pochowano go na cmentarzu na Polanowicach. Ciekawe czy dziś znajdziemy tam jeszcze jego grób?

Wrocławskie sześciodniówki i Hala Stulecia

Wiadomym jest nie od dziś, że kolarstwo to zabawa związana z okresem ciepłym w ciągu roku. Wtedy sprzyjające warunki wywabiają najwięcej ludzi na dwa kółka. Oczywiście są desperaci jeżdżący cały rok (mnie też takie szaleństwo raz się przydarzyło), ale słota, niepogoda i mróz odstrasza chętnych do uprawiania tego sportu. Widzowie i presja przez nich wywierana nie uznają próżni. Ten potencjał trzeba było w jakiś sposób spożytkować.Tuż przed wybuchem I wojny światowej z USA do Europy przywitała moda na kolarskie maratony – zawody sześciodniowe. Tak. To nie żart. Odbywały się one na mniejszych torach (głównie w halach), gdzie startowały drużyny złożone z dwóch zawodników, z których jeden zawsze musiał się znajdować na torze. Mógł nie jechać, ale stać na torze musiał. Cóż może być pasjonującego w oglądaniu ścigających się przez 144h kolarzy jadących w kółko? Cała sztuka polegała na tym, że w trakcie wyścigu zaplanowano szereg “lotnych premii”, za które zdobywano punkty. Ich suma oraz dystans pokonany przez zawodników łącznie dawał dopiero zwycięstwo. To powodowało, że zawody tego typu cieszyły się niezwykłym zainteresowaniem publiczności bo na torze niemal cały czas coś się działo, a bywały konkursy gdzie co minutę zmieniał się lider, albo wygrywano “o pół koła”. Po ok 3000km! Bywały wyścigi gdzie startowało po 28 (i więcej) zawodników, więc wydarzeń do obserwowania było sporo.

W Breslau jedyną halą spełniającą wymogi i mogącą przyjąć zawody tego typu była Hala Stulecia, która pojawiła się w krajobrazie miasta w 1913r. Od razu próbowano wynająć ją do tego celu, ale opór władz miasta jak i samego Maxa Berga i w końcu wybuch wojny, uniemożliwił ten zamiar. Pomysł wrócił w 1919r. Znów Max Berg nie wyraził zgody na “profanację jego dzieła sztuki”. Dopiero rok później magistrat wydał zgodę na rozegranie tam zawodów kolarskich. Sprowadzono więc z Berlina drewniany tor o 170m długości (w późniejszych latach tor miał 180m). Jego budowa trwała tyklo 1 dzień (przy zaangażowaniu 200-300 robotników) i dnia 19 grudnia 1920r. został otwarty kiedy to rozegrano pierwszy drużynowy wyścig na 50km.

Być może gorączka przedświąteczna spowodowała że frekwencja nie była imponująca, ale nie przeszkodziło to organizatorom na rozegranie pierwszej wrocławskiej sześciodniówki począwszy od drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia. Wystartowało 13 drużyn, które na trasę wypuściła gwiazda wrocławskiej opery, pani Birn-Stöbel. Niewielka liczba publiczności z początku była najpewniej spowodowana dość wysokimi cenami biletów, które po jednym dniu obniżono o połowę, co zapełniło salę do ostatniego miejsca. Zwycięstwo odniosła para Lorenz-Stabe, która w ciągu 144h przejechała 3036km, co było o 450km mniejszą wartością niż wynik jaki uzyskano w ciągu ostatniej sześciodniówki w Berlinie. Być może przyczyną takiego stanu rzeczy była niska temperatura panująca w hali, której nie dało się podnieść pomimo zastosowania specjalnej, materiałowej przegrody rozwieszonej pod sufitem, której zadaniem było zmniejszenie przestrzeni koniecznej do ogrzania (zwanej “niebo”). Mimo dużej liczby widzów finansowo organizator, pan Gustaw Krüger, nie wyszedł na plus, co spowodowało, że na kolejne zawody trzeba było poczekać aż do 13-19 lutego 1924r. kiedy to grupka berlińskich inwestorów postanowiła zbudować kolejny tor – tym razem 180m długości. W tym sezonie zawody odbywały się niemal co tydzień i swą różnorodnością mogły zadowolić każdego kibica: były wyścigi za motorami, zawody sprinterów, jazdy 1, 2, 3, a nawet 25 godzinne (rozgrywane na zasadach wyścigów 6-dniowych), oraz wyścigi na 400 okrążeń toru.

Widzów na takie imprezy przychodziła ogromna liczba – rekord zanotowano 21 października 1927r. kiedy to miejsca na trybunach zajęło około 10.000 widzów w jednym momencie. Aby ich dowieźć na miejsce tramwaje linii 1 i 18 kursowały ze zwiększoną częstotliwością do 12 minut. Atmosfera zawodów, i tak gorąca, była podtrzymywana jeszcze dodatkowo przez specjalnie wynajęty jazzband. W roku 1929 przez Halę przewinęło się ponad 40.000 kibiców (w ciągu wszystkich 6 dni), co też byłem wynikiem rekordowym.

O sukcesie w tak wyczerpującej imprezie, jakim był rajd non-stop przez 6 dni, decydowała nie tylko kondycja i wytrzymałość zawodników, ale także ich refleks i umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu na torze wtedy kiedy trzeba było – liczyły się przecież dodatkowo punkty z premii. Ważna była także dieta zawodników, którzy w środku toru ustawiali specjalne budy do odpoczynku, gdzie urzędowali trenerzy, mechanicy, masażyści, ale nade wszystko kucharze. Reporter Breslauer Neuste Nachrischsten opisując zawody z 1929r. napisał: “Jeżeli ktoś sądzi, że kolarze wskutek trudów widocznie chudną, to jest w ciężkim błędzie. Przeciwnie, większość z nich konstatuje siódmego dnia, że przybrali na wadze jeden lub dwa funty”.

Skoro już jesteśmy przy tej gazecie. W trakcie zmagań w 1926r. przy Schweidnitzer Straße, tuż obok dzisiejszego pomnika Bolesława  Chrobrego, ustawiono specjalną tablicę ruchomą, gdzie wprowadzano na bieżąco wyniki z toru. Podłączono tutaj bezpośrednią linię telefoniczną, którą dostarczano informacje wprost z Hali. W chwili gdy ogłoszono, że prowadzenie objęli ulubieńcy miejscowej widowni – Rieger i Knappe, tłum wiwatował tak żywiołowo, że zablokował ruch w okolicy. Wewnątrz również zabawa trwała w najlepsze, którą na najważniejszej trybunie, zlokalizowanej na wirażu przed metą, zwanej Heuboden (“Strych na siano”), przewodził Kurvenbaron (baron wirażu) – czyli wodzirej jakbyśmy dziś powiedzieli. Stał tyłem do toru i dyrygując jak dyrygent orkiestrą, ruchami ramion podawał reszcie widzów rytm przyśpiewek i pieśni. Co ciekawe, ponoć człowiek ten był widywany niemal na każdej imprezie 6-dniowej w Europie.

Niestety, sport ten, jak każdy inny, podatny był na koniunkturę całej niemieckiej gospodarki jaka w końcówce lat 20-tych i na początku lat 30-tych XXw. znalazła się w dramatycznej zapaści. Sześciodniówka zaplanowana na 1932r. musiała być w związku z tym odwołana gdyż zwyczajnie znikome było zainteresowanie drogimi biletami. W kolejnym roku podjęto ostatnią próbę ratowania tego wydarzenia i 16 marca 1933r. rozpoczęto 9-ty wyścig sześciodniowy w Breslau. Przez pierwsze dwa dni Hala Stulecia była niemal pusta, w sumie zasiadło na niej tylko około 1000 widzów. Mimo, że trzeciego dnia było ich 3000 to było to wiele poniżej założonego progu finansowego zwrotu imprezy. W niedzielę 19 marca o godzinie 6:00 rano (po 55 godzinach jazdy) wyścig został przerwany. Faktem jest, że na taki stan rzeczy mogła mieć wpływ propaganda i wizja sportów w nowych Niemczech ich nowych władców – nazistów, ale z drugiej strony około 25% mieszkańców tego miasta żyło wtedy wyłącznie dzięki pomocy społecznej. Tak skończyła się złota era kolarstwa w Breslau. W historii tego miasta chyba nigdy później, ani wcześniej nie było tak popularnego sportu, tak widowiskowych i pasjonujących zawodów oraz tak wielkich mas kibiców, a nade wszystko tak znamienitych zawodników, znanych i uznanych w Europie i na świecie.

Szkoda…

Źródła:

  • Breslauer Neuste Nachrochsten z dnia 21 X 1927r, nr 318,
  • Breslauer Neuste Nachrochsten z dnia 3 III 1929r, nr 61,
  • Breslauer Neuste Nachrochsten z dnia 8 III 1929, nr 66,
  • Breslauer Neuste Nachrochsten z dnia 9 II 1930r,
  • Dolnośląska Gazeta Kolarska, nr I/2013,
  • “Sport w Breslau”, Sławomir Szymański, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2011r.
  • www.historiasportu.blox.pl

linia_1

Napisano Wpisy historyczne | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 15
    • 288
    • 806
    • 4 315
    • 693 690