Budżetu uroki

Zapraszam do zapoznania się z kolejnym rozdziałem opowiadania „Gryzący dym wspomnień”. Wraz z Dominiciem odwiedzamy jego rodziców mieszkających w jednym z szeregowych domów dzielnicy Zimpel, która dziś nosi dumną nazwę Sępolna. Tę trudną rozmowę Willi przekuwa jednak na swoją korzyść i uzyskuje kolejny element, który w ostatecznym rozrachunku pozwoli mu poukładać w spójną całość tę układankę. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobało. Dorzucę też garść szczegółów z frontu robót. Otóż pozmieniałem nieco zestaw tych czterech opowiadań, które mają tworzyć „Wyroki jesieni”. W przypływie impulsu wywaliłem dwa ostatnie jakie miały się tu znaleźć. Impuls był na tyle silny, że pozwolił mi pobić rekord jeżeli idzie o czas pisania zastępstwa. Wszystko wskazuje na to, że zmieszczę się w trzech miesiącach od powstania pomysłu do finalnej jego realizacji. Opowiadanie „Od zawsze chciałem to zrobić” jest nieco krótsze niż inne (jakieś 120.000 znaków, w stosunku do 250.000 w „Niewinnych kłamcach”), ale sama treść bardzo mi się podoba, bo Willi zanurza się w zdegenerowany świat artystów sztuki filmowej. Bez obrazy, ale akurat takie przedstawienie tego światka było mi bardzo na rękę, co nie znaczy, że odmalowany obraz jest zgodny z dzisiejszą rzeczywistością. 🙂

Ostatnie opowiadanie jakie miało trafić do tego zbioru także przeszło „na zimę”, a w jego miejscu pojawiło się takie, które dość mocno związane jest z branżą w jakiej obecnie jestem zatrudniony. Dlatego mam sporo energii aby je skończyć. Rekordu pomijać nie mam zamiaru, bo uważam, że przyłożenie zbyt małej wagi do niektórych kwestii spowoduje spadek jakości, a ograniczanie czasu pracy się na to przekłada, ale chęci są, więc muszę je wykorzystać zanim się to zmieni. Niestety to wszystko przekłada się na problemy ze znalezieniem motywacji do skończenia opowiadania, jakie miałem Wam prezentować tutaj po zakończeniu „Gryzącego dymu wspomnień”. Myślę jednak, że to nie jest problem i nie obrazicie się, jak udostępnię Wam opowiadanie nr 3 i 4 zanim pojawi się tutaj opowiadanie nr 2.

Ostatnio zaglądaliśmy do biura Wilhelma. Mam nadzieję, że się Wam podobało. Takie podglądanie postaram się Wam fundować od czasu do czasu. Samo odkrywanie tego jak ówczesny świat wyglądał to nie tylko grzebanie w źródłach pisanych, czy fotografiach, widokówkach, mapach etc. To także poszukiwania fizycznych jego pozostałości jakim udało się przetrwać do dnia dzisiejszego. Można na nie trafić w czasem kompletnie nieoczekiwanych miejscach czy sytuacjach. Myślę, że warto je gromadzić choćby dlatego, że są żywym dowodem historii jaka minęła. Wielu z tych elementów nie da się już odtworzyć czy znaleźć w oryginale, a te, które są, wymagają staranności w przechowywaniu i dbaniu, ale to właśnie powoduje, że poznawanie ich historii jest tak dla mnie interesujące.

Dzisiaj zajrzymy Willemu do portfela. Na początek zajmiemy się banknotami. Monety będą później. Cóż więc on mógł nosić w kieszeni garnituru? Poza swoimi wizytówkami i zdjęciem jakiejś pięknej damy na pewno znaleźć tam się musiały fenickie wynalazki. Bez nich życie jest niezwykle utrudnione. Zatem na początek kilka słów na temat systemu pieniężnego jaki w ówczesnych Niemczech panował.

Jak wiadomo, po zakończeniu I wojny światowej sytuacja gospodarcza była trudna, z różnych względów. Wartość marki spadła o połowę (w stosunku do okresu przedwojennego), a po jej zakończeniu zasoby państwa nie pozwalały na kosztowną zniszczonego przemysłu i przestawienie gospodarki z trybu pracy wojennego na pokojowy. Wszelkie wydatki państwowe finansowane były poprzez dodatkowe emisje pieniądza papierowego, którego wartość systematycznie malała gdyż wbrew zasadom, pieniądze te nie posiadały pokrycia w kruszcach. Gigantyczna, przysłowiowa wręcz, inflacja stała się faktem, a jej największe nasilenie przypadło na rok 1923. Jej wyznacznikiem był stale rosnący kurs Marki w stosunku do dolara. Rósł on niemal z godziny na godzinę. W czerwcu tego roku 1 $ kosztował ok. 150 tysięcy Marek by do września napuchnąć do 9,7 miliona Marek, a to tylko trzy miesiące! Z początkiem listopada tego roku wynosił zaś 4,2 miliona, czyli spadł blisko o połowę w ciągu kolejnych dwóch miesięcy. Po zakończeniu wojny w obiegu znajdowały się banknoty o nominałach od 1 do 10.000 Marek. Wraz z wybuchem inflacji poczęto drukować kolejne nominały, a więc pojawiły się banknoty 100 tysięcy, potem miliony, miliardy i biliony Marek. To dość kłopotliwa sytuacja gdy po zakupy codzienne do sklepu trzeba było iść z taczką banknotów 🙂

Dlatego, aby zaradzić problemom, powołany do życia został Niemiecki Bank Rentowy, chyba tak można bowiem przetłumaczyć jego nazwę: Rentenbank. Miał on za zadanie przeprowadzić reformę walutową, której główne działanie polegało na wprowadzeniu do obiegu z dniem 1 listopada 1923r nowej waluty o nazwie „Rentenmark” (RMk). Wymianę przeprowadzono w stosunku 1 RMk za 100 miliardów Mk będących w obiegu. W tym celu przygotowano banknoty o nominałach od 1 do 100 Rentenmarek. Tu przykład banknotów 1 i 2 rentenmarkowych (można tak napisać?):

Przygotowano także wyższe nominały, ale ze względu na fakt iż miała to być waluta „przejściowa”, nie zostały one wprowadzone do obiegu. Co ciekawe, zabezpieczeniem wartości każdego banknotu były nie cenne kruszce (złoto, srebro czy platyna zgromadzone w banku rezerw), a majątek ogółu obywateli w postaci ziemi będącej własnością państwa. Drugim etapem reformy było wprowadzenie nowej i docelowej już waluty z zabezpieczeniem klasycznym – w postaci rezerw złota – znanej i używanej do końca wojny Reichsmarki (RM). Jej wdrażanie w życie nastąpiło już w sierpniu 1924r. Wymiany dokonywano w stosunku 1:1, Reichscmarki za Rentenmarki. Tym samym automatycznie dawne marki przestały być oficjalnym środkiem płatniczym w Niemczech. Do czasu ostatecznego wycofania z obiegu RMk były one na równi traktowane z RM. Autorem całego projektu reformy walutowej, której wdrażanie zakończyło się oficjalnie ostatecznie w 1930r. był nie kto inny jak dr Hjalmar Schacht. Ekonomista, który pośredniczył między Adolfem Hitlerem, a kręgami przemysłowymi Niemiec w trakcie walki nazistów o władzę. W 1939r. został jednak odsunięty od kierowania Reichsbankiem (zastąpił go Walter Funk) i uświadomił sobie iż działania Hitlera prowadzą w sposób bezpośredni do wojny. Nie był w stanie tego zaakceptować i związał się z opozycją co spowodowało, że po zamachu lipcowym 1944 roku został internowany w obozie koncentracyjnym. Mimo wszystko ceniony był za zręczność z jaką przeprowadził całą operacją, zwaną „cudem walutowym”.

Reichsmarki przetrwały w obiegu aż do 1948r, kiedy to wymieniono je na nową walutę.

Wracając jednak do zasobów jakie w portfelu Willego znaleźć można. Czy były tam też Rentenmarki? Istnieje takie prawdopodobieństwo gdyż banknoty te w obiegu były dość długo. Te egzemplarze jakie są w moim posiadaniu mają nadruk, który moim zdaniem jest datą wydania z 1937r. Nie jestem fachowcem w tym względzie, ale jeśli miałbym się zakładać to uznałbym, że banknoty o nominale 1 i 2 RMk były w obiegu do końca wojny jako, że nominały banknotów RM zaczynały się dopiero od 5. Po co więc drukować coś co poprawnie funkcjonuje i ma się dobrze? Ot taka oszczędność, całkiem zresztą słuszna.

Dość powiedzieć, że w obiegu były banknoty o nominałach 1, 2 RMk i 5, 10, 20, 50 i 100 RM. Prawda, że ładne 🙂

Banknoty wydawano w seriach oznaczonych literami, przy czym serii było sporo. Nie jestem fachowcem w tym względzie więc na ten temat wypowiadał się niestety nie będę, ale jak kogoś ten temat zainteresuje to bez najmniejszego problemu jest w stanie dotrzeć do informacji na ten temat. Internet jest przepastny i w zasadzie nie ma granic.

Pieniądze pieniędzmi, ale jak się mają ówczesne zarobki do cen? Zaczniemy troszkę z innej strony. Już pisząc opowiadanie „Niewinni kłamcy” natrafiłem na ten problem. Pada tam kwota jaką Willi podaje klientce jako koszty jednego dnia jego pracy – to 50RM. Muszę przyznać, że długo zastanawiałem się jaka mogła być jej wysokość. Przyjąłem dwa założenia:

  1. Usługi prywatnego detektywa jako praca szczególnego rodzaju, wymagająca często narażania zdrowia i życia nie mogą należeć do usług tanich. Więc nie będą dostępne dla każdego. To też jest rodzaj „filtra” odsiewającego od niego zleceniodawców ze sprawami mniejszego kalibru.
  2. Specyfika tego rodzaju pracy powoduje, że jej wykonawca nie będzie jej wykonywał ciągle i stale, permanentnie, dzień po dniu, godzina po godzinie, a więc nie może liczyć na stały dopływ środków, zatem tak musi skalkulować koszty dnia pracy, aby był w stanie przeżyć za zarobione pieniądze do następnego zlecenia.

Jako punkt odniesienia przyjąłem stawkę tygodniową jaka w 1938r. była średnią dla niemieckiego wykwalifikowanego robotnika przemysłowego. Standardem była wtedy wypłata na poziomie 100RM tygodniowo dla takiego rodzaju pracy. Pomnożyłem tę kwotę przez dwa, wszak Willi nie jest robotnikiem stojącym przy tokarce, nawet wykwalifikowanym. Zarobki na poziomie 200-300RM tygodniowo wystarczyły by mu na bezstresowe życie w Breslau. Zatem, aby je zrealizować musi dziennie zarobić 50RM. Pamiętać trzeba bowiem, że weekend w tamtych czasach nie trwał dwóch, a jeden dzień, tylko niedziela była wolna od pracy, a i to nie wszędzie. Oczywistym jest, że stawka jaką podaje różnym odwiedzającym go ludziom może być różna, w zależności od oceny ich zdolności finansowych jakiej dokonuje w trakcie tej wizyty.

Dla porównania posłużmy się paroma danymi statystycznymi. W 1937r. średnia płaca tygodniowa w przemyśle to 27RM, a wykwalifikowany robotnik lub stalownik, jak wspomniałem, mógł zarobić nawet 100RM tygodniowo (głównie dzięki nadgodzinom i premiom za wydajność). Stawka godzinowa dla wykwalifikowanego robotnika w 1937r to 78,5Pf dla mężczyzny i 51,5Pf dla kobiety, ale oficjalne stawki zmieniały się w zależności od regionu i dla przykładu w Turyngii wynosiły przykładowo 38Pf (mężczyzna) w zakładach metalowych i 45Pf (kobieta) w fabryce mundurów. Tygodniowy czas pracy był zależny od gałęzi przemysłu w jakiej się pracowało i średnio wynosił od 49h tygodniowo. Przemysł włókienniczy miał jednak mniej jak 40h, w przemyśle metalowym pracowano przed wojną już na 12-14h zmiany, co dawać mogło nawet 72h tygodniowo.

Na co Willemu mogły wystarczyć zarobione pieniądze?

W ówczesnym Breslau koszt wynajmu 2 pokojowego mieszkania z kuchnią w kamienicy wybudowanej przed 1914r, a więc w takiej w jakiej mieszka Willi, to mniej więcej 38RM miesięcznie, a więc nawet jeśli by pracował jeden dzień w miesiącu to na czynsz byłoby go stać. Dlatego wynajmowane mieszkania bardzo często zamieszkiwały dwie rodziny, co powodowało zmniejszenie jednostkowych kosztów utrzymania, ale powodowało przeludnienie i obniżenie warunków bytowych. Tutaj ciekawostka: Za mieszkanie przeludnione uznawano takie, gdzie liczba osób w nim żyjących przekraczała co najmniej dwukrotnie liczbę dostępnych izb, przy czym w 1937r. Narodowy Front Pracy zmienił sposób liczenia izb (aby zmniejszyć wirtualnie liczbę przeludnionych mieszkań) i zaczął wliczać do liczby izb także kuchnie, łazienki etc, więc dla mieszkania 2 pokojowego z kuchnią przeludnienie przed 37’ było gdy mieszkało w nim 5 osób, a po 37’ już gdy mieszkało w nim 6 osób. Niby niewiele, ale jeśli się weźmie różnego rodzaju zasiłki dla rodzin wielodzietnych, których stawka wynikała od tego czy zamieszkiwali w mieszkaniach przeludnionych czy nie to okaże się, że taki manewr pozwolił budżetowi zaoszczędzić trochę grosza, co jednak w efekcie przekładało się na dalsze obnaszanie standardów zamieszkania biedniejszych warstw społecznych.

Niestety, w owym czasie, szczególnie w dużych miastach znaczną część dochodu pochłaniało wyżywienie. Było to nawet do 50% netto robotnika, czyli nawet 50RM w skali tygodnia. Taka relacja nawet dzisiaj może dziwić.. Niestety gross społeczeństwa nie zarabiało nawet podanej przeze mnie średniej, a to powodowało, że nie było ich stać nawet na tak zwane dzisiaj „minimum socjalne”. Dlatego częste i popularne były różnego rodzaju akcje dożywiania, dokarmiania biedniejszych warstw społeczeństwa. W pewnym momencie Deutsche Arbeitsfront (DAF – Niemiecki Fronty Pracy – jedyny legalny związek zawodowy) propagował ideę takiego kalkulowania budżetów domowych aby jeden posiłek kosztował 10 Pf. Wydawano nawet specjalne poradniki jak gotować i komponować takie tanie dania aby w ciągu dnia dostarczały wymaganą normą liczbę kalorii. Niestety – nawet dzisiaj, w dobie permanentnego odchudzania mogły one mieć mało zwolenników. Czy ktoś byłby w stanie zjadać 3 razy dziennie duszoną kaszę jaglaną, ze skwarkami i ubitymi ziemniakami zlepioną w jednolitą papkę? W trudnych chwilach było to możliwe, ale na dłuższą metę raczej kiepsko bym to widział. Generalnie – posiłek domowy, przygotowywany dla 4 i więcej osób, złożony z dwóch dań to koszt rzędu 30-50Pf na osobę. Tyle samo kosztować mógł w dofinansowanych jadłodajniach. Natomiast w wykwintnych restauracjach, jak mówią amerykanie; „sky is the limit”, choć już za 5 RM można było całkiem dobrze zjeść (obiad dwudaniowy bez deseru). Natomiast obiad z deserem i piwem w restauracji do jakiej trafia Willi na początku „Wyjątkowego zaangażowania” („Zum Tauentzien” przy dzisiejszym pl. Kościuszki) to koszt 2-2,5RM, a nie był to jakaś szczególnie dostojny lokal. Ot – jeden z wielu jakie dziś na mieście można spotkać.

Z cen bardziej przyziemnych i bliższych memu podwórku posłużę się konkretnymi przykładami. Mam na myśli ceny biletów, które obowiązywały w 1938r.

  1. Przejazd pomiędzy Breslau Hbf a Teschen Hbf (dzisiaj: Cieszyn) na dystansie 213km, wszystkimi rodzajami pociągów, w tym także kategorii FDt, do których zaliczał się tzw „Fliegender Schlesier”, w klasie 3 kosztował 10,10RM.
  2. Breslau Hbf – Wäldchen (dziś: Boreczek, pow. Strzeliński), 27km pociągiem osobowym, w 3kl – 1,60RM.
  3. Kynau (Zagórze Śląskie) – Charlottenbrunn (Jedlina Zdrój); 7km pociągiem osobowym w 3 kl to koszt 0,30RM.

I trzy przykłady z komunikacji miejskiej:

  1. W Breslau bilet miesięczny na wszystkie linie kosztował 10 RM.
  2. W Görlitz (Zgorzelec) bilet na 6 przejazdów kosztował 0,90RM,
  3. W Hirschberg (Jelenia Góra) przewóz jednej sztuki bagażu to koszt 0,05RM.

Teraz trochę o innych sprawach. Słynne stwierdzenie z uwielbianego przeze mnie serialu „Stawka większa niż życie” o „5-cio markowych cygarach” nie wzięła się z przypadku. 5RM za jedno cygaro to naprawdę wysoka cena i pozwolić sobie na nią mogli nieliczni. Pospólstwo zaopatrywać się mogło w trafikach w nieco tańsze używki tego rodzaju. Puszkę (prawdopodobnie 0,5kg) tytoniu słabszej jakości służącego do skręcania własnych papierosów można było nabyć za 1RM, do tego bibułki w cenie 0,50RM za 100szt. Paczka papierosów to w zależności od marki i ilości sztuk w paczce od 0,50RM nawet do 5RM. Standardowo paczka zawierała 20 sztuk, czyli podobnie jak dzisiaj. Papierosy jednak były krótsze niż obecnie i nie posiadały filtra, a więc palenia było nieco mniej za tę cenę.

A ile kosztował samochód? Oczywiście tutaj też górnej granicy nie ma bo jak dzisiaj, można zapłacić każde pieniądze za naprawdę elegancki i luksusowy pojazd, w szczególności jeśli się weźmie pod uwagę fakt iż normalną procedurą było wtedy zamawianie karoserii dla pojazdów w wyspecjalizowanych zakładach, które je robiły właśnie na specjalne i indywidualne zamówienia. Można jednak określić dolną granicę dla pojazdu nowego, jak byśmy dzisiaj powiedzieli: „z salonu”. Takim pojazdem był Volkswagen znany dziś pod nazwą „Garbusa”. Już w lutym 1933r. Adolf Hilter na berlińskiej wystawie samochodowej wezwał producentów samochodów do stworzenia projektu pojazdu taniego, dostępnego dla mas, który rozwijałby prędkość 100km i był w stanie przewieźć cztero osobową rodzinę wraz z bagażem. Ostatecznie zadanie to otrzymał Ferdynand Porsche, a na potrzeby produkcji pojazdu wybudowano specjalną fabrykę, którą ukończono jesienią 1939r. Pojazd miał być dostępny w specjalnym systemie przedpłat i kosztować 1000RM. Do wybuchu wojny znalazło się około 330 tys. chętnych, którzy rozpoczęli wpłacanie tygodniowych rat, których wysokość ustalono na ok. 6RM (w cenie było ubezpieczenie kredytu, ale przy podpisywaniu umowy należało ponieść koszty manipulacyjne). Czy te 6RM tygodniowo to dużo? Dla Willego z pewnością nie, ale dla robotnika przemysłowego, do których skierowana była ta oferta, mogło to stanowić nawet ¼ zarobków tygodniowych. Czymże jednak było takie wyrzeczenie wobec perspektywy i możliwości posiadania własnych czterech kółek? Pamiętać bowiem należy, że w ówczesnych Niemczech głównym i najpopularniejszym środkiem transportu indywidualnego były rowery. Po zgromadzeniu 750RM wkładu pojazd miał trafiać do właściciela. Niestety, do wybuchu wojny nikomu z zainteresowanych nie udała się ta sztuka i zgromadzoną w ramach przedpłat kwotę (a było to w sumie 278 milionów RM) przeznaczono w całości na produkcję wojenną. Dopiero pod koniec wojny pewna liczba pojazdów trafiła w końcu do użytkowników cywilnych, ale odbyło się to raczej na zasadzie propagandowej pokazówki niż faktycznie wynikało z zasad gromadzenia wkładów i przedpłat.

Rynek pojazdów używanych nie był tak obszerny jak dzisiaj, ale pewien rodzaj pędu do posiadania własnego pojazdu spalinowego obrazować może cena używanego motocykla DKW do jakiej dotarłem. Za 4 letni egzemplarz w dobrym stanie, w pełni sprawny nabywca zapłacił 275RM. Wydaje mi się, że to wcale nie mało jak za pojazd, który prowadząc można było zmoknąć.

Aby prowadzić swoją działalność Wilhelm musiał wyposażyć się w pewne narzędzia, które były mu w niej niezbędne. Oczywiście mowa o broni. Pistolet Walther PPK, w który go uzbroiłem to niewielka broń, której cena kształtowała się w 1938r. na poziomie 33RM w oficjalnym obrocie. Nieco większy pistolet Walther P38 kosztował 35RM, a wersja P08 Parabellum to koszt 31RM. Mowa o samej broni, bez amunicji, bez dodatkowego magazynka czy akcesoriów do jego czyszczenia. Komplet wyposażenia podstawowego (z kaburą) zamykał się w kwocie 50-60RM za PPK.

Mam nadzieję, że choć odrobinę przybliżyłem Wam to jak wyglądały kwestie finansowe ówczesnych Niemiec. Jest to niezwykle ciekawy ale i złożony temat, którego rozpoznanie z pewnością pozwoli mi zebrać pewną liczbę ciekawostek. Będę się je starał wykorzystywać w moich opowiadaniach, bo uważam, że taka właśnie dbałość o szczegóły historyczne pozwoli lepiej odwzorować tamtą rzeczywistość, a Wam łatwiej będzie się w związku z tym przenieść razem z Willim do Breslau roku 1938.

Źródła:

 linia_1

Napisano Wpisy historyczne | Oznaczone jako: , , | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 293
    • 533
    • 3 649
    • 5 658
    • 697 036