Czy Willi miał lodówkę?

Jakiś czas temu poruszyłem tematy jadłospisu dawnych breslauerów. To zagadnienie niezwykle szerokie, którego na pewno nie wyczerpie definitywnie jeden wpis. Będzie więc kolejny – o tym jak wyglądały możliwości stołowania się w lokalach. Zanim pracę nad nim zakończę wcześniej chciałem jednak skrótowo pokazać jak wyglądać mogła ówczesna kuchnia.

Całe moje zainteresowanie tematami kulinarnymi zaczęło się zasadniczo od prostego pytania: Czy w 1938r. w domach można było spotkać już lodówki? Odpowiedź na nie wcale nie jest taka prosta i oczywista jakby się wydawać mogło. Musiałem poświęcić całkiem sporo czasu aby je zgłębić.

Niejaki Jacob Perkins już w 1834r. zauważył, że niektóre płyny przepływając przez układ rurek powodują ich schłodzenie. Dzięki jego pomysłowi udało się skonstruować prototyp urządzenia, które faktycznie było w stanie schładzać otoczenie, ale podeszły już wiek wynalazcy nie pozwolił na rozwinięcie tej koncepcji w dochodowe przedsiębiorstwo. Następny pan na liście „ojców lodówki” jaką dzisiaj znamy, to szkocki drukarz John Harrison, który wyemigrował do Australii. Już na antypodach, w 1860r. udało mu się zauważyć, że używany przez niego do czyszczenia czcionek, eter ma właściwości chłodzące. W dwa lata później zaczął sprzedawać swoje pierwsze lodówki w działaniu wykorzystujące tę właściwość eteru. Warto tu zaznaczyć, że pan Harrison był też pomysłodawcą i wykonawcą pierwszej instalacji chłodniczej zastosowanej w procesie produkcji piwa w browarze Bendigo w stanie Wiktoria (oczywiście w Australii).

Europa na polu chłodzenia pozostawała nieco z tyłu. Pierwsze urządzenie, mające zastosowanie, a jakże, w produkcji piwa, stworzył w 1871r. bawarski inżynier: Carl von Linde. Jego maszyna pracowała w oparciu o amoniak bądź eter metylowy i została zamontowana w browarze Spaten w Monachium głownie po to aby możliwe stało się prowadzenie produkcji także latem.

Pierwsze urządzenie elektryczne służące do schładzania potraw pojawiło się na rynku (pierwsza zanotowana sprzedaż miała miejsce w Chicago) w 1913r. i nosiło nazwę Domerle (DOMestic ELectric REfrigerator). Producentem był Electrolux. Co ciekawe, w tym samym roku do sprzedaży weszło także podobne urządzenie na terenie Niemiec, przy czym różnice między oboma rozwiązaniami polegały głównie na tym, że amerykańskie miało drewnianą obudowę, a niemieckie było wykładane kaflami. Mówiło się, że pierwsza lodówka kosztowała tyle co wiejska posiadłość. Sądzę, że jest w tym wiele prawdy, o czym nieco niżej.

Dla mniej zamożnych na rynku dostępny był szereg rozwiązań pośrednich czyli urządzeń do schładzania żywności, ale bez mechanizmu podtrzymującego ten proces. Były to sporej wielkości szafy dobrze izolowane, których specjalne przestrzenie wypełniało się lodem aby utrzymywał on stałą, niską temperaturę. Problemem było oczywiście to, że lód się roztapiał i trzeba było go uzupełniać. Jednakże na terenie miasta i w jego okolicach działało jednak całkiem sporo fabryk lodu, które własnym transportem dostarczały bryły o zamówionej wielkości pod wskazany adres. Książka adresowa dla Breslau z roku 1937 (aktualna na 1938), którą posiadam podaje, że w mieście działało wtedy jeszcze 5 zakładów tego typu, z największym, założonym jeszcze w 1884r. Breslauer Eiswerke pana Josefa Mittelrechnera zlokalizowanym na terenie dzisiejszego Wilczego Kąta. Dodatkowo działały wtedy jeszcze cztery firmy zajmujące się wyłącznie dostarczaniem lodu.

Wracając do myśli przewodniej – jak mogła wyglądać ówczesna lodówka?

Ano tak:

Jest to egzemplarz jaki można obejrzeć na terenie zamku w Javorniku, który znajduje się całkiem niedaleko, tuż za naszą południową granicą. Jest to oczywiście obiekt, który w owym czasie należał do zamożnych biskupów wrocławskich, którzy mogli sobie pozwolić na zainstalowanie takich nowinek technicznych.

Lodówka ta wyprodukowana została (o ile dobrze zrozumiałem panią przewodnik) w końcówce lat 20-tych XXw. bodaj w 1928r. przez zakłady Tatra. Kosztować miała kwotę porównywalną do kosztu całkiem sporego samochodu. Jak widać na zdjęciach powyżej jest to całkiem duża szafa obita blachą, w której grubych ścianach znajduje się materiał izolacyjny. Wewnątrz znajdował się szereg drewnianych półek do układania produktów, zaś podłoga wyłożona została kafelkami. Wysokość półek była regulowana, a dla zawieszania większych kawałów mięsa przewidziano widoczne pod sufitem uchwyty (na nich za pomocą wbitych w mięso specjalnych haków wieszano całe porcje). W prawej komorze widoczny jest układ chłodzący (rodzaj kaloryfera w kolorze stalowym), zaś w lewej umiejscowiono maszynę do produkcji lodu w kostkach (nie mylić z zamrażalnikiem). Urządzenie było ponoć w stanie utrzymywać temperaturę wewnątrz w granicach 4-7 st. celsiusza. Układ oddawania ciepła widoczny jest na zewnątrz, po lewej, pod małą szafeczką z kratką od czoła. Problemem były jednak całkiem częste przerwy w dostawie prądu. Tutaj poradzono sobie z tym podłączając do instalacji elektrycznej zamku awaryjny agregat spalinowy, który załączany był w razie gdyby dostawy z elektrowni zostały przerwane.

Niestety, na takie rozwiązanie mogli pozwolić sobie naprawdę zamożni ludzie i dlatego  uznałem, że Wilhelm niestety nie mógł dysponować czymś podobnym w swoim domu. Wyposażyłem go więc w spiżarnię, czyli pomieszczenie do przechowywania potraw, które ze względu na swoją konstrukcję zwykle utrzymywało temperaturę o kilka stopni niższą niż w pozostałych częściach mieszkania. Szafy chłodzącej napełnianej lodem też raczej nie mógł mieć bo przy jego trybie życia i podejściu do obowiązków gospodarczych miałby zawsze sporą kałużę do posprzątania 🙂

Żeby móc zobaczyć to cudo należy wybrać do zwiedzania trasę obejmującą pomieszczenia gospodarcze. W trakcie tego zwiedzania mamy możliwość obejrzenia także kuchni pałacowej, której centralnym obiektem jest wielki piec. Oczywiście nie może być ona porównywalna z kuchnią samotnego bądź co bądź Willego, ale myślę, że całkiem dobrze oddaje widok kuchni jaką można było spotkać w każdej większej restauracji. Bardzo podobnie mogła więc wyglądać kuchnia w restauracji Magdy i Heinricha Schulmbachów, Pod białym bocianem, w której mój bohater głównie się stołuje. Jej opis pojawił się w drugim rozdziale opowiadania Gryzący dym wspomnień.

Wyraźnie widać, że opisana przeze mnie kuchnia Schulmbachów i jej rozłożone pod ścianami lady z szafkami to całkiem realna wizja. Tutaj, w Javorniku, widać wielki piec będący centralnym punktem pomieszczenia nie tylko ma wielkie palenisko z dużą ilością tzw. „fajerek” ale także w tylnej części bardzo dużo elementów, które wyglądają jak piekarniki. W trakcie pracy pozwalały one przetrzymywać przyrządzone już potrawy w cieple i podawać w dowolnej chwili wprost na talerz klienta.

W następnej części dotyczącej kuchni zajmiemy się więc tym co mogło lądować na talerzach klientów restauracji zlokalizowanych w Breslau i okolicach. Już dziś zapraszam do lektury.

Źródła:

 

Napisano Wpisy historyczne, Wpisy inne | Oznaczone jako: , , , , | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 5
    • 55
    • 554
    • 2 773
    • 689 353