Stadion Olimpijski

Tak wiem – dawno mnie nie było, ale dużo się dzieje. W ramach małych przeprosin dzisiaj dodałem ostatni rozdział pierwszego opowiadania jesieni, ale też i pierwsze dwa – na zachętę – rozdziały opowiadania trzeciego. Cieszycie się? 🙂

Z drugim opowiadaniem tego cyklu mam niestety pewien problem więc ciągle jeszcze nad nim pracuję. Musicie mi wybaczyć tę niewielką niekonsekwencję.

Wreszcie dowiecie się co było przyczyną całego zamieszania ze śmiercią Alexandry. Wejdziemy też z Willim w specyficzny świat filmowców, który zarówno wtedy jak i dzisiaj rządzi się swoimi prawami. Nie twierdzę, że jest to grupa społeczna spędzająca czas na wiecznych zabawach, ale taki profil był mi potrzebny do wykreowania całego spektrum potrzebnych zachowań bohaterów. Miałem z różnymi filmowcami do czynienia i zdecydowanie są to weseli, otwarci i pełni pozytywnej energii ludzie. Zajmiemy się więc tym razem pewnym szantażem, który skutecznie zatrzymał prace na planie nowego filmu. Czy Wilhelmowi uda się doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca i zaproszony zostanie na premierę? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie będzie trzeba uzbroić się jednak w odrobinę cierpliwości.

Tutaj mała dygresja: jeden z moich recenzentów narzekał, że w „Od dawna chciałem to zrobić” pojawiają się zbyt obszerne opisy, które spowalniają akcję. W sumie racja, ale poniekąd takie było zamierzenie, aby akcja rozwijała się relatywnie powoli aby eksplodować na sam koniec. Bardzo jestem ciekawy Waszych opinii w tym zakresie.

Oczywiście zapraszam do lektury.

Gryzący dym wspomnień – 9

Od dawna chciałem to zrobić – 1

Od jakiegoś czasu czytam niezwykłą biografię Hermanna Göringa, pióra Davida Irvinga, którą dostałem w prezencie od Covalusa[1]. Nie dość, że to potężny kawał historii tego człowieka to jeszcze zawierający mnóstwo ciekawych faktów dotyczących życia codziennego w przedwojennych Niemczech. Trochę jednak trudna to lektura, więc przerywam ją innymi, lżejszymi. Zresztą Irving ma doskonale ugruntowaną opinię protagonisty w sympatyzowaniu z ówczesnym reżimem. To niestety widać i tutaj, co mnie osobiście, delikatnie mówiąc, wkurza. Sama jednak książka mimo to jest niezwykle pasjonująca. Ona popchnęła mnie do dzisiejszego tematu, a dokładniej, sam jej bohater. Będąc gdzieś w okolicach roku 1942 (mowa o historii jego życia) zastanowiła mnie niesamowita popularność Hermanna wśród społeczeństwa niemieckiego. Pomimo ponoszonych przez jego Luftwaffe porażek, pomimo niedotrzymanej obietnicy zmiany nazwiska na Meier jeśli na Niemcy spadnie chodź jedna bomba, ludzie go uwielbiali. Wybaczali mu słabostki, kompletną obojętność na nieszczęścia i całe zło, którego był sprawcą (wszak formalnie był premierem Prus i szefem-założycielem Gestapo). Jakby się nad tym zastanowić, to mogłoby to troszkę tłumaczyć przyczynę obdarzenia jego imieniem stadionu miejskiego w Breslau. Zastanawiałem się czy mogło być jeszcze jakieś inne podłoże takiej decyzji. Jedynie co mi przyszło do głowy to chęć przypodobania się miejskiej władzy wpływowemu człowiekowi, który nota bene był niezwykle łasy na tytuły, zaszczyty i honory. Dość powiedzieć, że obraził się był niemal na Duce pewnego razu gdy ten wręczył wysadzany diamentami naszyjnik Annunziaty (wysokie włoskie odznaczenie) Ribbentropowi, a nie Göringowi. Nie wiele brakowało, a wyszedł by z tego całkiem niezły dyplomatyczny skandal. Trzeźwość umysłu hrabiego Ciano i kilku pomocników Duce uratowała sytuację – obiecano marszałkowi takie odznaczenie „gdy odwiedzi Włochy następnym razem”.

Ale marszałek to tylko pretekst bo dziś miało być o stadionie. Zgodnie z moimi myślami idą także chyba myśli redakcji Gazety Wrocławskiej, która w tym tygodniu w działce historycznej opisuje jedno z wydarzeń jakie na tym stadionie miało miejsce w 1935r. Antycypowałem? 🙂

Był taki moment w historii Wrocławia, kiedy miasto nie było w stanie zorganizować imprezy sportowej i zapewnić godziwych warunków widzom w liczbie większej niż kilka tysięcy. Były w mieście stadiony, ale nie były w stanie pomieścić więcej jak 10.000 widzów. Dziś taka liczba wydawać by się mogła sporą, szczególnie w kontekście frekwencji na obecnym stadionie miejskim przy okazji występów kopaczy piłki kopanej, ale pamiętać trzeba, że przed wojną nie było siedmiu czy dwunastu kanałów sportowych w telewizji więc wydarzenia takie oglądało się na żywo, w ostateczności posiłkując się radiem, czy miejskim radiowęzłem i jego stacjami rozgłośnieniowymi. Dlaczego więc miasto nie mogło przeprowadzić takiej imprezy? Tak się bowiem złożyło, że po zakończeniu I wojny światowej w budżecie były znacznie pilniejsze wydatki niż pojemny stadion, więc na liście priorytetów spadł on na odleglejsze miejsce. Nie spowodowało to bynajmniej zatrzymania rozwoju zainteresowań sportem wśród społeczeństwa. Wręcz odwrotnie, w latach 20-tych sport, a piłka nożna w szczególności zyskiwała znacznie na popularności. Dlatego od 1918r. włodarze myśleli nad rozwiązaniem tego problemu. Budowa dużego obiektu sportowego, z całym zapleczem, to nie tylko wygoda dla mieszkańców, ale znaczny prestiż dla miasta, które może się promować poprzez organizację wielu imprez. Nie bez znaczenia był także fakt, że można byłoby takie miejsce wykorzystać jako lokalizację nie tylko dla aktywności sportowej. Idąc tym tropem, gdzieś w okolicy roku 1922 postanowiono wybudować stadion miejski. Kluczem było znalezienie odpowiedniej lokalizacji. Oczywistym jest, że winna ona być możliwie blisko od centrum aby dojazd/dojście nie nastręczało problemów, ale jednocześnie na tyle daleko aby znaczny ruch wokół obiektu w trakcie wydarzeń nie powodował perturbacji komunikacyjnych. Rozważano kilka miejsc, w tym przy dzisiejszej ul. Lotniczej, w okolicy parku Zachodniego i dawnego lotniska na Gądowie. Decyzją magistratu wybrano jednak dzielnicę, pozostającą już od 1904r. w granicach miasta: Zalesie, po niemiecku: Leerbeuthel (później Leerbeutel). Znajdował się tutaj park, powstał niedawno kompleks Jahrhunderthalle (dziś: Hali Stulecia), otaczających ją terenów wystawowych oraz Zoo. Dlatego też obszar ten był w owym czasie popularnym celem wycieczek dla mieszkańców miasta. Docierały także w tę okolicę dwie nitki tramwaju.

Już w 1923r. zadanie zaprojektowania kompleksu stadionów wraz z polem marsowym i odkrytymi basenami powierzono Richardowi Konwiarz’owi, który, obok Maxa Berga, był jednym z najbardziej znanych architektów tworzących w Breslau. Tutaj muszę pozwolić sobie na małą dygresję bo mnie skręca w środku jak słyszę z ust ludzi ponoć znających się na rzeczy (a miałem tę wątpliwą przyjemność), że projektant stadionu miał na nazwisko KonwiaŻ (chodzi mi o wymowę dwóch ostatnich liter – mniej więcej jak Ż). Otóż nie miał. Jego nazwisko wymawia się jak KonwiaRC (coś pomiędzy C a Z, wszak w niemieckim nie ma litery brzmiącej jak polskie Ż). Nic mnie tak nie wnerwia jak ignorancja ludzi, którzy powinni być otrzaskani z tematem. Pomimo polskiej proweniencji tego nazwiska (urodził się w w 1883r w Czempiniu, dzisiaj leżącym w woj. wielkopolskim) facet był Niemcem i po niemiecku jego nazwisko należy wymawiać, choćby nie wiem jak się tego narodu niecierpiało. Dokładnie na tej samej zasadzie wywołują u mnie krwiożercze instynkty „panowie redaktorowie” (nawet ogólnopolskich publikatorów), którzy albo edukację skończyli na poziomie zerówki, albo pochodzą z jakiegoś małego afrykańskiego kraiku. Chodzi mi o błędne wymawianie końcówek niektórych wyrazów. Jak słyszę „wychodzOŁ”, „grajOŁ” „śpiewajOŁ” to bym normalnie chyba był za aborcją w niektórych przypadkach… Takie wyrazy kończą się zlepkiem dwóch typowo polskich liter:”…ĄŁ”. Jak ktoś nie potrafi poprawnie mówić po polsku to nie powinien brać się za mikrofon, a zatrudniający i odpowiedzialny za takiego delikwenta redaktor czy wydawca programu winien robotę stracić w trybie ultra ekspresowym bez możliwości zatrudnienia na podobnym stanowisku. Jeśli ktoś pracuje w mediach, które z zasady powinny kształtować społeczeństwo, nawet w tak drobnych szczegółach, i posługuje się ojczystym językiem w sposób tak karygodnie niepoprawny – nie powinien w ogóle być dopuszczany do głosu. Wrrrr – zdenerwowałem się. Przepraszam 🙂

Wracamy do budowy stadionu. W rok później, czyli w 1924, rozpoczęły się pierwsze prace budowlane przy sypaniu trybun ziemnych pól marsowych oraz wytyczaniu dróg dojazdowych. Ze względu na znaczny zakres zadań budowlanych w literaturze spotkać można różny zakres dat, w których stadion powstawał: od 1924 do 1928, od 1925 do 1929. Jak zobaczycie poniżej, wykonana w latach 1925-1926 fotografia lotnicza pokazuje trwającą budowę stadionu. Jest na tyle zaawansowana, że można chyba założyć iż rozpoczęła się wcześniej – a zatem moim skromnym zdaniem prace rozpoczęły się w 1925 lub nawet pod koniec 1924r.

Kolejne zdjęcie pochodzi z roku 1928 gdzie widać już obiekty wybudowane (czy wykończone wewnątrz to jakby inna bajka), ale sprawiają wrażenie gotowych. Zazielenione trawniki i sama droga dojazdowa od ob. al. Ignacego Paderewskiego mogą wskazywać, że prace także nad detalami zostały zakończone. Na podobnym zdjęciu wykonanym rok wcześniej widać wyraźnie, że droga ta jak i same trawniki są jeszcze w trakcie organizacji, a więc prace trwają:

Reasumując – wydaje mi się, że z całkiem dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że prace przy budowie trwały od 1924 do 1929r. Choć jeśli ktoś ma dokładne dane na ten temat to chętnie przygarnę tę wiedzę 🙂

W skład obiektów nowego stadionu miejskiego weszły:

  • Stadion główny z trybunami ziemnymi i wysoką, murowaną bramą wejściową oraz placem otoczoną pergolą,
  • Stadion pomocniczy (treningowy) – dziś lekkoatletyczny,
  • Kompleks basenów odkrytych wraz z wieżą do skoków i trybuną
  • Pole marsowe z trybunami ziemnymi,
  • Strzelnica,
  • Korty tenisowe i plac gry do hokeja na trawie.

Stadion główny miał pojemność teoretyczną 40.000 widzów, ale dla przykładu mecz Polska – Niemcy z 1935r. oglądało na nim 45.000 kibiców, a mecz finałowy turnieju piłkarskiego rozgrywanego w trakcie Święta sportu z roku 1938 oglądało 60.000 ludzi. Ciekawa prawa. Dziś jego pojemność określa się na 35.000.

Czy to wystarczało na potrzeby dużego, rozwijającego się miasta tamtych lat? Początkowo tak, choć z czasem stało się jasne, że kompleks nie będzie w stanie sprostać wszystkim stawianym mu wymaganiom. Głównym problemem było skromne zaplecze takie jak szatnie, natryski, czy brak obiektów krytych, możliwych do wykorzystania dla innych dyscyplin sportowych. Główny stadion pierwotnie też nie posiadał trybun krytych ani wieży zegarowej. Niewielki zegar wbudowano w dach wieży zwanej ówcześnie „maratońską” stojącej nad wejściem głównym. Był on jednak mało czytelny z przeciwległego krańca obiektu. To spowodowało, że w pierwszej połowie lat trzydziestych podjęto decyzję o jego modernizacji, która miała poprawić wszystkie te niedociągnięcia. Wcześniej jednak doprowadzono w pobliże stadionu tory tramwajowe, które wcześniej kończyły się przy skrzyżowaniu Leerbeutel Straβe (dziś: ul. Chopina) i Morgenzeile (dziś: al. Różyckiego). Już w momencie budowy tamtejszej pętli przewidziano możliwość wyprowadzenia torów w kierunku wschodnim, więc bez problemów to uczyniono. Nitki torów dotarły do dzisiejszej pętli „Stadion Olimpijski” i dalej, aż do torowiska biegnącego w ciągu Fridrich Ebert Straβe (później Adolf Hitler, obecnie ul. Mickiewicza). Na co dzień nie jeździły jednak tędy żadne liniowe tramwaje o czym świadczy chociażby opis na planie miasta z 1938r, który jest w moim posiadaniu:

Przebudowa

Dość o torach, teraz miało być o przebudowie. Rozpoczęła się ona późnym latem 1936r. i była prowadzona w dużej mierze pod kątem mającej się tutaj odbyć wielkiej imprezy jaką było niemieckie święto sportu – Turn Und Sportfest. Cały kompleks rozbudowano dodając szereg nowych obiektów mających być arenami przyszłych zmagań. Tutaj muszę dodać, że miałem spory problem z datowaniem niektórych wydarzeń związanych z historią stadionu. Polega on na tym, że dostępne fotografie bardzo często bywają błędnie podpisane i trzeba przeprowadzać każdorazowo drobiazgowe śledztwo aby ustalić datę ich wykonania. Wydawałoby się to igraszką dla Willego, ale obecnie chłopak ma nieco inne zadania 🙂 Zdarza się, że zbliżające się wydarzenia, które miały się odbyć po zakończeniu przebudowy promowane są zdjęciami wykonanymi jeszcze przed jej rozpoczęciem:

Znalazłem też fotografię przedstawiającą wieżę „maratońską” z zegarem na dachu, która była podpisana jako wykonana w roku 1938r. A przecież zegar ten zniknął przynajmniej rok wcześniej. Ot taka ciekawostka. Zresztą obiekt ten to niemal niezliczona liczba ciekawostek, które odkrywane po latach urastają do rangi ponownego wynalezienia prochu.

Jak wspomniałem wyżej, przebudowa rozpoczęła się późnym latem 1936r. Przede wszystkim trybuny zyskały zadaszenie, a wał ziemny je budujący zamieniono na murowane zaplecze, w którym znalazło się miejsce na magazyny, pomieszczenia biurowe, pełne zaplecze sanitarne zarówno dla sportowców jak i dla widzów, szatnie, etc. Stadion otrzymał też nową wieżę zegarową.

Poza samym stadionem głównym, na przełomie lat 1937/38, powstał też obiekt do uprawiania sportów halowych – siatkówki, koszykówki, zapasów, szermierki i tym podobnych. Budynek ten, zwany „halą Konwiarz’a” bądź „turniejową” oddano do użytku mniej więcej w połowie 1938r. Poniżej fotografia z 1937r, gdzie jej jeszcze nie ma:

Na widokówce z roku 1938 już hala została uwidoczniona:

Realizowana na potrzeby Turn-und Sportfest rozbudowa obiektu spowodowała także powstanie wielu dodatkowych aren, na których zaprezentować się mogli sportowcy. Na przebiegającym obok kanale ulgi wytyczono tor regatowy, wybudowano miejsca dla widzów z wygodnymi zejściami, wzdłuż brzegu poprowadzono specjalną drogę dla samochodu wiozącego kamerę filmową, a po drugiej stronie powstały miejsca dla sędziów, słupy na flagi i znaki wyznaczające dystanse biegów regatowych.

Wspomnienia bohaterów tych zawodów, na które powołuje się p. Sławomir Szymański w swojej książce „Sport w Breslau”, mówią, że tor nie był ani wygodny, ani bezpieczny, a widzowie mieli dość ograniczone pole obserwacji. Przede wszystkim był zbyt wąski wobec wymagań chociażby olimpijskich, a niski stan wody w Odrze powodował, że kamieniste dno napawało wioślarzy lękiem przed kolizją.

Samo święto sportu nie jest przedmiotem dzisiejszych rozważań (to temat tak wielki, że kilka razy do niego już podchodziłem, ale na razie bez efektu, który by mnie zadowalał) więc ograniczę się tylko do zasygnalizowania tego co mi się osobiście bardzo podoba. Poza wspomnianym torem regatowym w zbiorze nowych obiektów znalazła się też arena sportów wrotkarskich. Tak – sam byłem zaskoczony. W każdym razie ten rodzaj aktywności fizycznej był całkiem popularny w owych czasach. Ta tradycja przetrwała za oceanem gdzie często można spotkać specjalne hale do jazdy na wrotkach. Na marginesie można dodać, że przed wojną w Breslau istniała stała hala wrotkarska przy Tauentziem Straβe bodaj 92. Tutaj, na terenie stadionu, powstała specjalna arena o drewnianej, gładkiej powierzchni, z bandami ochronnymi, w które wprawiono szyby mające zapewnić widzom bezpieczeństwo. Dookoła postawiono drewniane trybuny o zwiększającej się wysokości oraz budynek socjalny dla sportowców mieszczący loże sędziowskie, szatnie, natryski oraz pomieszczenie dla spikera/komentatora.

Co ciekawe, na tym obiekcie rozgrywano w czasie święta sportu mistrzostwa Niemiec w czymś co nazywano „Rollschuhsport” – sport w butach na rolkach. Co to było i na czym polegało – na razie nie wiem, ale się dowiem. 🙂

Nazwa

Pozostaje także otwartym pytanie, w którym dokładnie roku stadion zmienił nazwę z miejskiego na „Herman Göring Sportfeld”. Prawdopodobnie nastąpiło to jeszcze przed rozpoczęciem przebudowy. W jej trakcie zmienił się bowiem krój czcionki nazwy stadionu jaka wisiała na bramie pergoli. Wcześniej była to szwabacha (lub coś podobnego, nie do końca znam się na tych nazwach), a po przebudowie w tym miejscu napis miał czcionkę bardziej nowoczesną:

W każdym razie na planie miasta z 1936r oraz na podkładzie geodezyjnym z listopada 1937r. obiekt posiada już nową nazwę. Wcześniejszy plan z 1931r, jaki posiadam, mówi, że obiekt nie miał jeszcze patrona i nazywany był stadionem miejskim. Więc pozostaje 5 lat „dziury”. Może ktoś ją wypełni?

Dodatki:

Przed rozpoczęciem święta sportu, także na jego potrzeby, w lipcu 1938r. obiekt został również upiększony poprzez dwie rzeźby. Pierwszym z nich była figura „Zwycięzcy” dłuta Victora Echlera, którą ustawiono po środku pergoli przed bramą główną.

Drugim pomnikiem była „Para sportowców” (zwana też „Adam und Eva”), który ustawiono pomiędzy stadionem głównym, a dzisiejszym lekkoatletycznym, przy promenadzie prowadzącej od miasta.

Oba te pomniki niestety nie dotrwały do dzisiejszych czasów, na co wpływ mogła mieć miałkość tego rodzaju sztuki, która nie przemówiła do nowych, powojennych włodarzy miasta. Taki trend trwa gdzieniegdzie do dzisiaj gdy na siłę próbuje się udowodnić, że „700 kartek niemieckiej historii tego miasta należy wyrzucić do kosza”. Z historią jest tak, że uczy jednego – tego, że nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła. Ja uważam, że błędem jest jej niedocenianie i niewyciąganie z niej wniosków.

Baseny

W trakcie budowy obiektu powstał także kompleks basenów odkrytych, o których nie powinniśmy zapominać. Zlokalizowany został wzdłuż bocznej drodze dojazdowej od bramy przy dzisiejszej ul. Mickiewicza. W jego skład wchodziły w sumie cztery niecki:

  • Basen dla osób nie umiejących pływać, do 1,2m głębokości,
  • Basen dla umiejących pływać o głębokości do 2m i długości 50m,
  • Basen skoków do wody o głębokości do 7m z cztero-piętrową wieżą skoków + dwa niewielkie brodziki do ablucji po bokach
  • Okrągły brodzik dla dzieci, po środku którego znajdowała się niewielka fontanna.

Ponieważ obiekt basenowy był przeznaczony do otwartego użytku mieszkańców miasta przez cały sezon, niezależnie od odbywających się na terenie stadionu imprez sportowych, wybudowano tutaj obiekty obsługi, zlokalizowane w czole ziemnej trybuny, we wnętrzu których znalazła się instalacja filtrowania i pompowania wody, przebieralnie, natryski i ubikacje. Gdzieś czytałem (teraz już niestety nie pamiętam źródła), że baseny posiadały własne ujęcie i były niezależne od sieci wodociągowej miasta. Jeśli ktoś mógłby potwierdzić tę informację to byłoby rewelacyjnie, bo przyznam szczerze nie jestem pewien co do jej poprawności. Wybudowana wzdłuż drogi prowadzącej do głównej bramy stadionu trybuna wykorzystywana była z okazji różnego rodzaju zawodów pływackich, jakie organizowano na basenie centralnym. Do tego celu został on wyposażony w 8 torów pływackich ze stopniami startowymi na każdym z końców. Wykorzystywano go także do zawodów w pływaniu synchronicznym. Dodatkowo w basenie wyposażonym w wieżę do skoków wielokrotnie rozgrywane były zawody w skokach do wody.

W ramach modernizacji całego kompleksu stadionu, pomiędzy basenem, a pergolą wejściową na stadion powstał ceglany budynek restauracji, której taras zanurzony był w cieniu stojących przy basenie drzew. Rozpoczęła ona funkcjonowanie w 1936r. i służył nie tylko gościom basenów. Można do restauracji także wejść od strony stadionu. Do dzisiaj zachowała się jedynie kolumnada, którą widać na tym zdjęciu:

W miejscu restauracji dziś stoi hotel „Olimpia”.

Po wschodniej stronie niecek basenowych przygotowano dla odwiedzających całkiem sporą łąkę, na której można było rozłożyć się kocykiem i powygrzewać w słoneczku między zanurzaniem swego umęczonego ciała w odświeżającej wodzie. Nieskromnie przyznam, że w latach mej wspaniałej młodości miałem przyjemność w tym miejscu to właśnie czynić.

Przy basenie wysuniętym najbardziej na południe, najgłębszym, postawiono żelbetową wieżę do skoków o czterech piętrach, a więc czterech wysokościach z jakich skoki oddawać można było. Mierzyła około 10m wysokości i była nowoczesną jak na owe czasy konstrukcją wykonaną z nowoczesnego materiału. Umożliwiała ona wykonywanie skoków do wody z nieelastycznych podestów. Po jej bokach, na wysokości pierwszego pięta wykonano podesty dla trampolin elastycznych, które wykonane były z klejonego i lakierowanego drewna. Podobną trampolinę zamontowano nad jednym z basenów do ablucji, w poziomie krawędzi basenu.

W swoim pierwotnym kształcie nie dotrwała ona do dzisiejszych czasów. Zdaje się, że nie przetrwała nawet obrony miasta w 1945r. ale pewności nie mam. W jej miejscu stanęła znacznie prostsza konstrukcja.

Wydarzenia:

Nie sposób tutaj wymienić choćby wszystkich wydarzeń sportowych, i nie tylko, jakie miały miejsce na stadionie miejskim. Nawet nie próbuje ustalić ich liczby. Pozwolicie więc, że ograniczę się jedynie do zasygnalizowania pewnych tematów. Oczywistym jest, że najbardziej znaczącą imprezą jaka się tutaj odbyła było Niemieckie Święto Sport – Turn Und Spotfest z lipca 1938r. To temat tak złożony, skomplikowany i bogaty w wydarzenia, że poświęcę mu teraz tylko kilka słów, bo wart jest osobnego wpisu, jak nie kilku. Zanim jednak doszło do tego, na stadionie miało miejsce kilka innych ciekawych wydarzeń. To co polakom rozgrzewa umysły to niewątpliwie piłka nożna. Pomimo średnich sukcesów klubów dolnośląskich w rozgrywkach krajowych (przedwojennych, niemieckich oczywiście) sport ten cieszył się niesłabnącym zainteresowaniem. Ponieważ stadion był zasadniczo przygotowany do rozgrywania na nim spotkań oglądanych przez znaczną liczbę kibiców, to oczywistym jest, że część z nich rozgrywano właśnie tutaj.

Klasyczną, znaną dzisiaj ligę krajową w Niemczech wprowadzono dopiero w 1963r. Od roku 1903, kiedy to zaczęto prowadzić mecze pomiędzy klubami o mistrzostwo kraju, przez z górą lat 30 rozgrywki prowadzone były systemem pucharowym. W latach 20-tych XXw. futbol przeżywał w tym kraju coś na kształt renesansu. Mecze oglądały tłumy, ekscytowano się zwycięstwami i porażkami swoich drużyn, praca pełna była opisów meczów, wywiadów z gwiazdami. W sezonie 1925/26 o mistrzostwo rywalizowało aż 600 klubów, z tego na Śląsku (Górnym i Dolnym) oraz Łużycach, które grały w jednej klasie, było to bagatela 62 drużyny. Niestety zbyt licznych sukcesów lokalne zespoły nie osiągały. Poza wyjątkowymi epizodami, jak dotarcie klubu Sportfreunde Breslau do półfinału w 1920r (gdzie ulegli 4:0 Spielvereinigung Fürth).

Pierwszym poważnym wydarzeniem piłkarskim na stadionie, który później otrzymał dumną nazwę „olimpijskiego” był rozegrany 29 kwietnia 1928r. mecz reprezentacji regionu Niemiec południowo-wschodnich przeciw reprezentacji Niemiec północnych. W to słoneczne, niedzielne popołudnie na trybunach zasiadło 35.000 ludzi. Zgodnie z relacjami prasy miasto nie widziało do tej pory takiego widowiska, a bynajmniej nie chodziło o poziom gry tylko o nieprzebrane tłumy. Właśnie do tego celu wybudowano ten obiekt. Jak wyliczono skrupulatnie, mecz oglądał dokładnie co 17-ty mieszkaniec miasta, a ich przemieszczanie się „przypominało wędrówki ludów”. Mecz był wyrównany i dopiero w 63 minucie gospodarze objęli prowadzenie, co wywołało euforię wśród obserwujących. Później jednak pojawił się niepokój, czy prowadzenie uda się utrzymać. W 89 minucie sędzia z Norymbergi podyktował rzut wolny tuż przed polem karnym gości. Na drugą bramkę zamienił go osławiony Fritz Blaschke. W efekcie tysiące ludzi wpadły na murawę unosząc na ramionach swoich bohaterów. Było po meczu!

W roku 1930, po długim okresie starań miasto uzyskało prawo do organizacji meczu drużyny narodowej. Zmierzyła się ona 2 listopada z reprezentacją Norwegii przy udziale 40.000 widzów zasiadających na trybunach. Tramwaje zmierzające na Zalesie wypełnione nimi po brzegi „prawie najeżdżały jeden na drugi”. Towarzyszyli im policjanci pieszo i konno, obnośni handlarze wietrzący doskonały interes oraz przeróżnej maści dziennikarze z całych Niemiec. Pogoda jak na tę porę roku była wyśmienita do gry w piłkę: świeciło słońce i wiał lekki, ciepły wiatr. W składzie gospodarzy nie znalazł się ani jeden przedstawiciel lokalnych klubów, a trener Netz dał szansę jednemu z nich dopiero w 43 minucie. Nie zmieniło to smutnych nastrojów na trybunach gdyż do przerwy wynik był bezbramkowy. W 55 minucie, Hanke, 20-letni wychowanek Breslauer FV 06, wykorzystując zamieszanie pod bramką przeciwnika wepchnął piłkę do siatki. Trybuny oszalały. Najwyraźniej nastrój udzielił się także niemieckiej obronie gdyż w 72 minucie nie zdołała ona zapanować nad dobrze wymierzonym klapsem, po którym z siatki piłkę musiał wyciągać ich bramkarz. Mecz skończył się wynikiem remisowym, a kibice w raczej kiepskich nastrojach rozeszli się do domów.

Dwa lata po tamtym wydarzeniu na tournee do Niemiec przyjechały trzy czołowe drużyny ligi angielskiej. Jedna z nich – Everton – miała zakontraktowane aż 6 spotkań w przeciągu 15 dni z niemiecką reprezentacją. Jedno z nich zaplanowano w Breslau. Była skwarna, upalna niedziela 16 maja 1932r. Być może pogoda miała duży wpływ na wybory dokonywane przez wrocławian gdyż jedynie 22.000 z nich wybrało 2 godziny na twardej ławce zamiast wypadu na łąkę, nad wodę, czy za miasto. Pierwsze 26 minut minęło w zasadzie bez emocji, ale kolejne 4 minuty zaowocowały trzema bramkami, z których dwie strzelili gospodarze (Russ i Rasselberg, wyrównał z Griffiths). Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. W 53 minucie rzut karny ponownie zamienił na bramkę Russ, a 6 minut później rozpoczęła swoją pracę sławiona przez prasę „angielska maszyna kombinacyjna”. Najpierw strzelał celnie Dean, a w 67 minucie wyrównał ponownie Griffiths. Było 3:3. Pomimo heroicznych wysiłków niemieckiego ataku nie zmienił się on już do samego końca. Jak zanotował komentator z Breslauer Zeitung „Anglicy grali zimno, tak że publiczność nawet się nie rozgrzała”. Byli dokładni, precyzyjni i konsekwentni, choć po mimo, że są to wyznaczniki dobrej gry, po zespole tej klasy spodziewano się znacznie więcej. „Objawienia nie było”.

Dnia 15 września 1935r. w Breslau miało miejsce trzecie w historii spotkanie reprezentacji Niemiec i Polski. Ponieważ polska piłka przed wojną miała znacznie wyższą renomę w Europie, spodziewano się prawdziwego najazdu kibiców. Aby temu sprostać na stadionie zamontowano 7 rzędów dodatkowych ławek. Liczono się bowiem nawet 10.000 widzów z Polski. „Zadziwiająco groźny przeciwnik” pisała ówczesna prasa przywołując w pamięci poprzednie dwa spotkania, kiedy to w pierwszym Polacy pechowo stracili bramkę w ostatniej minucie meczu, a w drugim do 75 minuty prowadzili 2:1 (całość jednak przegrywajć 2:5). Przeciwnika przyjęto w mieście z wszelkimi możliwymi honorami, a mowę powitalną wygłosił nadburmistrz prowincji śląskiej, dr Friedrich. Ten nastrój udzielił się także dziennikarzom, którzy przedmeczowy wieczór spędzili wspólnie odwiedzając liczne lokale centrum miasta. Na trybunach zasiadło 45.000 kibiców, co stanowiło rekord frekwencji w wydarzeniu sportowym w mieście. Było wśród nich około 20.000 osób przyjezdnych z różnych stron Niemiec powodując przepełnienie we wszystkich możliwych zakątkach. „Ulice przypominały mrowisko. Lokale były przepełnione, a mecz stanowił wszędzie jedyny temat rozmów”. Polskich widzów z Warszawy, Krakowa, Lwowa i Poznania przywiozły specjalne pociągi.

Obie drużyny zostały przywitane na stadionie owacjami, po czym wszyscy zebrani, na stojąco, wysłuchali hymnów narodowych odgrywanych przez orkiestrę SA, a szwedzki sędzia Olson pierwszy raz zadał w gwizdek. Pomimo mocno stawianego oporu przez polaków to gospodarze przeważali, co przypieczętowali w 34 minucie celnym strzałem Conena tuż pod poprzeczkę. Trybuny odetchnęły z ulgą bo mecz był bardzo wyrównany, a Polacy przez ostatnie 15 minut mieli spore szanse na wyrównanie. Tak się jednak nie stało i mecz się zakończył jednobramkowym zwycięstwem Niemiec. Sprawozdawca z Breslauer Neueste Nachrichten stwierdził: „Niemcy nie pokazali nic nadzwyczajnego, a winni temu byli polscy goście, którzy zaprezentowali grę tak żywą, jakiej się nie spodziewaliśmy ani pod względem technicznym, ani pod względem waleczności i zaangażowania”. Ciekawe czy po ostatnim naszym nad nimi zwycięstwie też wypowiadają się o reprezentacji Polski w taki właśnie sposób? 🙂

Drugim meczem, który przeszedł do historii piłki nożnej, nie tylko w Niemczech, ale i na świecie był rozegrany 16 maja 1937r. mecz Niemcy – Dania. Obiekt był w trakcie rozbudowy, a więc nie wszystko jeszcze funkcjonowało tak jak ostatecznie powinno. Dla przykładu wieża zegarowa otoczona była rusztowaniami, co doskonale widać na tym zdjęciu:

Mecz ten przeszedł do historii futbolu nie tylko, że go rozgrywano na niedokończonym stadionie, ale głównie ze względu na wynik jaki padł w jego trakcie. Dania przegrała z kretesem tracąc aż osiem bramek. Taki wynik, pomimo czasem znacznych różnic w poziomie ówczesnych drużyn narodowych nie zdarzał się często. Dlatego też wydarzenie to odbiło się szerokim echem w prasie nie tylko niemieckiej tamtego okresu i wcale nie zostało to przyćmione doniesieniami o katastrofie sterowca „Hindenburg”, która miała miejsce dziesięć dni wcześniej. „Breslauer Elf” – wrocławska jedenastka w składzie: Hans Jakob (bramkarz), Paul Janes (obrońca), Reinhold Munzenberg (obrońca), Andreas Kupfer (pomocnik), Ludwig Goldbrunner (pomocnik), Albin Kitzinger (pomocnik), Ernst Lehner (napastnik), Rudolf Gellesch (napastnik), Otto Siffling (napastnik), Fritz Szepan (napastnik), Adolf Urban pod wodzą tandemu trenerskiego – Otto Nerz i Sepp Herberger była jedną z najwspanialszych reprezentacji tego kraju na przestrzeni dziejów. Tak przynajmniej sądzą specjaliści z 11freude.de. Wypada im wierzyć, bo się znają na rzeczy, a że każdy naród ma swoje „Orły Górskiego” to także nasi zachodni sąsiedzi mają prawo do dowolnego definiowania swoich idoli.

Otto Siffling – strzelec 4 bramek powołany został przez Herbergera, nieco wbrew starzejącemu się i w zasadzie odsuniętemu już od kierowania drużyną Nerzowi. W trakcie rozmowy w pokoju hotelowym na zgrupowaniu w Zurichu 2 maja dostał od tego pierwszego wyraźne wytyczne, że ma strzelać bramki, a nie wdawać się w potyczki z obrońcami. Tak też się stało i po tym meczu zyskał przydomek „Kanonier von Breslau” – stał się „Strzelcem z Breslau”.

Był to mecz testowy – dzisiaj byśmy powiedzieli: „towarzyski”. Drużyna niemiecka, po podróży z różnych zakątków Niemiec zakwaterowana została w hotelu „Vier Jahreszeiten”. Siffling aby stawić się na mecz musiał spędzić 14 godzin w pociągu i przesiadać się dwa razy w swojej podróży z Mannheim. Trzeba pamiętać bowiem o tym, że gra w drużynie narodowej była rodzajem zaszczytu i nie wiązała się z jakimiś znacznymi przywilejami, nie przewidywano nawet zwrotów za przejazd na zgrupowanie samochodem. Szkoda, że dziś u nas tak to nie funkcjonuje. Dla przykładu: Hans Jacob, bramkarz, aby zdążyć na mecz musiał pojechać do Breslau samochodem i dołożył do tego wyjazdu z własnej kieszeni. Spóźnił się ostatecznie na pierwsze, sobotnie śniadanie, ale wziął udział w popołudniowych zajęciach kiedy to podstawionym autobusem drużyna pojechała na stadion obejrzeć mecz pomiędzy Breslau 02 i Fortuną Düsseldorf (5:4).

Drużyna duńska zaś wyjechała w piątek z Kopenhagi pociągiem aby dotrzeć późną nocą do Breslau. Zostali zakwaterowani zostali w hotelu „Nord” stojącym naprzeciwko dworca, co akurat było dla nich bardzo wygodne, bo nie wymagało długiej tułaczki po mieście tuż po męczącej podróży. Na ich powitanie budynek hotelu został przystrojony flagami narodowymi Danii. Sobotę drużyna spędza częściowo na zwiedzaniu miasta, krótkim treningu oraz udzielaniu wywiadów, gdyż wraz z nimi na mecz przyjechał Gunnar Hansen, znany komentator sportowy duńskiego radia. On to będzie przez radio swoim rodakom opowiadał co się dziać będzie na boisku. Ponieważ faworytami byli gospodarze, spodziewano się wyniku w okolicach 2:0 dla Niemiec, bądź ewentualnie 5:2.

Do Breslau z całych Niemiec ciągnęły rzesze kibiców, dla których zorganizowano specjalne pociągi, które docierały do celu od samego rana w niedzielę. Widzów było tylu, że wszystkie lokale były przepełnione, tramwaje pękały w szwach ciągnąć jeden za drugim niemal dyszel w dyszel w kierunku stadionu. Motorowi narzekali później, że musieli wysadzać pasażerów pośrodku parku, bo nie było możliwości podjechania na przystanek. Tłum ciągnął już od południa całą szerokością Morgenzeile stwarzając problem dla jadących tędy samochodów, autobusów i ciężarówek dostawców.

Obie drużyny, po wspólnym obiedzie, około godziny 12:30 pojechały na stadion, gdzie o 16:00 zaplanowano rozpoczęcie zmagań. Było to 140-te spotkanie drużyny narodowej Niemiec, zakończone najwyższym zwycięstwem od jej powstania w 1908r.

Człowiekiem dnia był powołany w ostatnim momencie Otto Siffling, który po otwarciu przez Ernsta Lehnera w 7 minucie, strzela pięć wspaniałych bramek w ciągu 32 minut (33′, 40′, 44′, 48′, 65′). Po tym festiwalu drużyna niemiecka nieco spuszcza z tonu i niebezpiecznie się odsłania, co wywołuje natychmiastową reakcję trenera przy linii bocznej. Wynik dopełnił jeszcze Urban (70′) i Szepan (78′). Widzowie na stadionie oraz zgromadzeni przed odbiornikami oszaleli ze szczęścia gdy sędzia Kirst z Czechosłowacji zagwizdał po raz ostatni.

Trudno się im dziwić. Ten mecz w Niemczech do dziś jest znany i ma mniej więcej taką renomę, jak dla polaków zatrzymanie Anglii na Wembley. Był on bowiem początkiem fantastycznego pasma zwycięstw reprezentacji jaka zagrała w Breslau. Nazwano ją „Breslauer Elf” (Jedenastka z Breslau) chociaż w jej składzie nie znalazł się żaden zawodnik z tego miasta. Wygrała 10 z 11 meczów reprezentacji rozgrywanych w 1937r. co wróżyło doskonale jej występowi na mistrzostwach świata, jakie miały się odbyć w roku następnym we Francji. Otóż po anszlusie Austrii odgórną dyrektywą drużyny obu krajów pomieszano , co dało dramatyczny efekt i opłakane skutki. Niestety – polityka rządziła wtedy także i sportem.

O Stadionie można by pisać jeszcze wiele dlatego mam świadomość, że ten tekst nawet w 1/10 nie wyczerpuje tematu i na pewno wątki tutaj poruszone wracać będą jeszcze nie raz. Wiem – nie napisałem słowa o polu marsowym, które przecież wchodziło w skład całego kompleksu. O tym miejscu więcej będę chciał napisać w momencie gdy wreszcie mi się uda zrealizować temat Turn Und Sportfestu. To jednak musi nieco poczekać bo gdybym chciał napisać po 5 zdań na temat każdego elementu stadionu – ten tekst przyjął bym formę małej encyklopedii. Ma teraz 15 stron samej tylko treści, a jak dodam jeszcze zdjęcia to już kompletnie się nim znudzicie 🙂

Oczywiście – mam nadzieję, że tak się nie stanie i zmobilizujecie mnie do rozwinięcia najbardziej intrygujących tematów.

Dobranoc

Źródła:

  • http://wroclaw.magma-net.pl/stadion.htm
  • http://niezlomni.com/
  • http://www.tuwroclaw.com/
  • www.ostdeutsche-biographie.de – biogram Richarda Konwiarz’a
  • http://www.11freunde.de
  • Wrocław – dwa stadiony. Broszura reklamowa,
  • Encyklopedia Wrocławia , Wydawnictwo Dolnośląskie , Wrocław 2005;
  • Das Erinnerungs-Buch vom Deutsschen Turn-und Sportfest Breslau; Breslau 1938,
  • Heimatkunde der Hauptstadt Breslau Konrad Schwierskott , Ferdinand Hirt , Breslau 1940,
  • Wrocław. Fotografie z okresu międzywojennego. Iwona Bińkowska, VIA NOVA , Wrocław 2004,
  • Deutscher Sportbau prof. Johs. Molzahn , Berlin 1930,
  • Das Erinnerungs-Buch vom Deutsschen Turn-und Sportfest; Breslau 1938,
  • Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Wrocławskiego

linia_1

[1] Covalus – Marcin jest pierwowzorem bohatera drugoplanowego jaki występuje w moich opowiadaniach 🙂 Gorąco polecam jego stronę: www.covalus.pl

Napisano Wpisy historyczne | Oznaczone jako: , , , , | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 76
    • 93
    • 2 076
    • 4 404
    • 691 622