Złoto Wrocławia

Nie, nie, dzisiaj nie będzie o przywłaszczonych przez hitlerowców pod koniec wojny dobrach mieszkańców naszego miasta. Właściwie można powiedzieć, że nie będzie to nawet historia dziejąca się w swej zasadniczej części w Breslau. To dlaczego sprawa dotyczy Wrocławia? I o jakie złoto chodzi? Zaiste – zagadka warta programów Bogusława Wołoszańskiego 🙂

Zacznijmy jednak od początku…

linia_1

Wszystko zaczęło się 18 października 1903r. kiedy to w Karlsruhe urodziła się niejaka Karoline Batschauer. Daleko coś od Breslau, ale prędzej czy później odwiedzimy i to miasto. “Lina” – bo tak ową panią nazywano gdy już dorosła i stała się znana na cały świat – od młodości spełniała się goniąc za chłopakami po podwórkach i zaułkach swojej rodzinnej miejscowości. Biegała tak intensywnie i daleko, że zaczęła po jakimś czasie sporty biegowe uprawiać niemal zawodowo. Słowo “niemal” jest tutaj bardzo na miejscu, gdyż zawodowa lekka atletyka w ówczesnych Niemczech praktycznie nie istniała. W wieku lat 14-tu (a więc w 1917r.) przeprowadziła się z rodzicami do Baden-Baden. Tutaj po sześciu latach wstąpiła w szeregi członków “Leichtathletik-Verein Baden-Baden 1923” – klubu sportowego zrzeszającego miłośników biegania, skakania i rzutów wszelakich. Pod kierunkiem trenera rozpoczęła treningi w biegach na dystansie 800m, choć jej ulubionym dystansem pozostawał wyścig na 1000m. Ćwiczenia te przyniosły efekt w postaci zdobycia mistrzostwa Niemiec na tym dystansie w roku 1926r. choć dokonała tego już w barwach SC Baden-Baden. W sierpniu 1927r. w rozgrywanych na wrocławskim Stadionie Olimpijskim mistrzostwach Niemiec , powtórzyła ten wyczyn bijąc przy tym rekord świata z czasem 2:23,8min.

W tym samym roku wyszła za mąż za niejakiego Georga Radke, który był jej trenerem i członkiem zarządu stowarzyszenia lekkoatletycznego znanego szerzej pod klubową nazwą VfB Breslau. Przeprowadziła się także do męża, stała się więc wrocławianką. W roku 1928r, lekkoatletyczne mistrzostwa Niemiec Południowo-Wschodnich odbywały się na stadionie w Brzegu w dniu 1 lipca. Lina nie miała w takich regionalnych bądź co bądź zawodach żadnej konkurentki. Była to jednak poważna próba przed mającymi się odbyć za miesiąc zawodami olimpijskimi w Amsterdamie. Żeby wyścigowi dodać pikanterii, trzeba tutaj nadmienić, że jej największą konkurentką była pani Genzel pochodząca ze Szwecji niezwykle utalentowana i utytułowana biegaczka, dwa tygodnie wcześniej pobiła ustanowiony przez Linę rekord świata z czasem 2:20,4min. Sztab trenerski Liny wiedział, że musi dać wyraźny sygnał konkurencji przed Olimpiadą więc trzeba było koniecznie jeszcze podnieść wyżej poprzeczkę ustanawiając kolejny rekord.

Karoline wyszła na bieżnię niewielkiego stadionu (pojemność ok 5000 widzów) i na średniej jakości nawierzchni żwirowej przebiegła 800m w czasie 2:19,6min. Publiczność oszalała ze szczęścia bo nie zdarza się przecież na zawodach rangi lokalnej taki wynik. Niesiony euforią sukcesu dziennikarz breslauer Neueste Nachrichten (z dnia 2 lipca) pisał, że choć bieżnia stadionu w Brzegu znajdowała się w niezłym stanie jak na prowincję, ale gdyby Radke biegła na stadionie olimpijskim w Breslau to z całą pewnością by uzyskała wynik przynajmniej  o sekundę lepszy.

Przed igrzyskami odbywały się jeszcze mistrzostwa Niemiec, które oczywiście zwyciężyła bez najmniejszego trudu. Do Amsterdamu jechała wyłącznie po złoto, co może było i butne czy zarozumiałe, ale de facto doskonale zdawała sobie sprawę, że była w życiowej formie. Biegi kwalifikacyjne w Amsterdamie nie zadowoliły głodnej światowego sukcesu publiczności. Wynik 2:26 min to było niemal średniowiecze wobec tego na co ja było stać jeszcze kilka tygodni temu. Co więcej, był to wynik o równo 3 sekundy gorszy od najlepszego wyniku jaki osiągnięto w całych kwalifikacjach.

Bieg finałowy zaplanowano na 2 sierpnia 1928r. Stadion Olimpijski w Amsterdamie wypełnia wrzawa zniecierpliwienia. W ekipie niemieckiej panuje nerwowa atmosfera, być może dlatego, że w zasadzie do tej pory żaden lekkoatleta z tego kraju nie ma się jeszcze czym pochwalić. Stanowisko w szatni tuż obok Liny zajmuje nikomu nie znana japonka – Hitomi, która dzień wcześniej, w kwalifikacjach przybiegła na metę tuż za Radke. Doskonale wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to będzie zawodniczka, z którą w finale będzie trzeba się liczyć. Była tak dużą niewiadomą dlatego, że jej wcześniejsze sukcesy dotyczyły raczej dystansów sprinterskich. Jej obecność działa na Linę rozpraszająco. Wręcz wyraźnie widać wrogość między paniami. Tuż przed biegiem odbywa się jeszcze dekoracja zwycięzców w konkurencji rzutu oszczepem mężczyzn. Na najwyższy maszt wjeżdża flaga Szwedzka i jest grany hymn tego kraju, którego takty słychać przez mury budynku. To także deprymuje Linę.

W końcu nadchodzi ich czas. Całe 40.000 widzów zamiera w oczekiwaniu najważniejszego wydarzenia tego dnia na stadionie. Cisza jest tak dojmująca, że słychać sprzeczające się w koronach okolicznych drzew ptaki. Pada strzał startera i zawodniczki rzucają się do przodu. Hitomi swoją metodą rozpoczyna w tempie iście sprinterskim. Chodzi o to aby na początku wypracować tak znaczną przewagę aby do końca konkurencji było trudno ją dogonić. Nie udało się to jednak i już po 150m zmieniła ją na prowadzeniu niemka Dollinger. Tuż za nimi trzymała się szwedka Genzel, kolejna jest Radke. Po 400m cała stawka jest już znacznie rozciągnięta, a na czele biegną trzy murowane kandydatki do zwycięstwa. Dollinger spadła na dalsze miejsce. Liczyły się tylko szwedka, niemka i japonka. Widzowie wstrzymują oddech, cisza jest już absolutna bo za moment wszystko się rozstrzygnie, choć jeszcze za wcześnie na jakiś ostateczny atak. Przedostatni wiraż. Radke przyspiesza, wyprzedza Genzel, a po chwili również Hitomi. Niemiecka publiczność zaczyna już świętować. Czy nie za wcześnie? Odległość rośnie: 2m 3m, 4m. Na wyjściu z wirażu jest już 10m pomiędzy nią a następną zawodniczką. Wszyscy zgromadzeni na stadionie dopingują wrocławiankę. Czują się zjednoczeni w jej walce przeciwko Azjatce, która jest dla nich niezwykle egzotyczna. Jednak przeciwległa prosta daje się Linie we znaki i wyraźnie zaczyna opadać z sił. Jej przewaga topnieje do ok 5m. Japonka zbliża się niemal z każdym krokiem, a widownia ma wrażenie, że Radke już przepadła w walce o medal. Dlatego doping się w tym momencie wzmaga: “Rad-ke! Rad-ke!” To jej pomaga. Jakby dostała skrzydeł i odzyskuje wigor. Hitomi ponownie ogląda oddalające się plecy rywalki. Teraz nikt już jej nie odbierze zwycięstwa. Wpada na metę i wszystkie kapelusze na stadionie fruną pod niebo. Euforia, tym bardziej, że wynik podany przez spikera jest zaskakujący: 2:16,8min – nowy rekord olimpijski i nowy rekord świata! To o prawie 3 sek lepiej niż wynosi poprzedni rekord i aż o 7 sek. mniej niż wynosi jej czas niemal sprzed roku.

To jest pierwszy złoty medal olimpijski dla Niemiec w lekkiej atletyce, tym samym jest też pierwszym złotem przywiezionym z olimpiady do Breslau. To jest to złoto Wrocławia o jakim wspominałem wcześniej 🙂

Wracając do szatni Hitomi gratuluje Linie, obejmuje ją i pyta po angielsku:

– Właściwie nie wiem dlaczego nie wystartowała panna Batschauer, która przecież na liście rekordzistek świata widnieje jako najlepsza na 800m.

– Panna Batschauer?  – Pyta jeden z towarzyszących zawodniczkom członków ekipy niemieckiej dwa razy gdyż nie wierzy własnym uszom.

Hitomi w ciszy nie uzyskuje odpowiedzi, wszystko po chwili staje się jasne. To nie koniec pomyłek tego typu. W 1934r. BNN donosił:

…w pewnej zagranicznej zagranicznej gazecie napisano swego czasu całkiem poważnie, że pani Radke była o klasę lepsza niż panna Batschauer kiedykolwiek mogłaby być, gdyby nie zakończyła kariery…

W 1930r ustanowiła nowy rekord świata na 1000m, a w cztery lata później na Żeńskich Mistrzostwach Świata rozgrywanych w Londynie na 800m była czwarta. Ten bieg był niezwykły gdyż jego zwyciężczyni, Zdena Koubková (Czechosłowacja), została zdyskwalifikowana gdy odkryto, że jest… mężczyzną 🙂

Po tych wydarzeniach Lina Radke zajęła się trenowaniem kolejnych adeptek lekkiej atletyki. Pracowała w Breslau, a po zakończeniu II wojny w Torgau nad Łabą. Tuż przed zamknięciem wewnętrznej granicy między Niemcami przeprowadziła się wraz z mężem, który dopiero co wrócił z sowieckiej niewoli (w 1950r.), do rodzinnego Karlsruhe. Żyła tutaj bez specjalnego rozgłosu do 1983r.

Nie miała okazji odwiedzić miasta, do którego przywiozła złoty medal olimpijski niesiona niemal na ramionach kibiców. A szkoda… 🙁

Źródła:

Napisano Wpisy historyczne | Oznaczone jako: , , , | 2 komentarze

2 Responses to Złoto Wrocławia

  1. janek3344 pisze:

    to co mogło się dziać ze zotem Wrocławie fajnie prezentuje autorka Jolanta Maria Kaleta w ksiązce – “Złoto Wrocławia”

    • sheriff pisze:

      Temat jaki nadałem temu wpisowi jest nieco przewrotny bo nie dotyczy tego co dzisiaj zwyczajowo określa się mianem “Złota Wrocławia” właśnie. Pasjonującą historią znikających precjozów i walorów z banków naszego miasta zajmowali się autorzy na przestrzeni ostatnich lat. Ja jednak stwierdziłem, że ten “chwytny” tytuł pozwoli mi przemycić także nieco innych, ciekawych informacji o naszym mieście, niejako przy okazji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 24
    • 77
    • 702
    • 4 063
    • 693 411