O Adolfie i Zimpel słów kilka

Dzisiaj oczywiście spieszę donieść, że kolejna, przedostatnia już część, opowiadania „Wrogie przejęcie” znalazła się na swoim miejscu. Powoli zbliżamy się do rozwiązania zadania jakie miał Willi. Tym razem ruszamy w pościg za… No właśnie, za kim? 🙂 Dowiecie się czytając ten rozdział.

Muszę się tutaj jednak do czegoś przyznać. Otóż szykując się do tego opowiadania, wymyślając zagadkę dla Wilhelma, układając zdarzenia w ciąg przyczynowo-skutkowy, od początku założyłem, że skończy się ono szaleńczym pościgiem samochodowym. To tak częsty motyw wykorzystywany w filmach, ale jakże sporadycznie mamy z nim do czynienia w kryminałach. Postanowiłem się zmierzyć z tym tematem, bo co innego jest pokazać rozbijanie aut za pomocą sprawnej pracy kamery, a zupełnie co innego słowami zalewającymi kartki książki. Czy mi się udało? Czy poczujecie pęd powietrza we włosach? Bardzo jestem ciekaw, bo nad tym (i kolejnym) rozdziałem pracowałem najdłużej. Moim zdaniem efekt jest zadowalający, ale czy Wy się do tego przychylicie? Gorąco na to liczę zapraszając do czytania.

linia_1

Wczoraj odbyła się premiera nowej książki Marka Krajewskiego – „W otchłani mroku”, która jest pierwszą z trzech (jeżeli mnie pamięć nie myli) zakontraktowanych dla wydawnictwa „Znak” książek z Edwrdem Popielskim, której akcja rozgrywać się ma w już powojennym Wrocławiu. Czekaliśmy na nią niezwykle długo, ale myślę, że warto było. Pochłonąłem ją niemal jednym tchem, jak każdą kolejną tego autora, ale muszę się przyznać do kilku przemyśleń. Przede wszystkim mam nieodparte wrażenie, że… p. Marek czytuje moje opowiadania 😛 W końcu zaczął pisać w pierwszej osobie, tak jak ja. W końcu zaczął wplatać własny życiorys w treść swojej książki. Czyżbym miał pierwszego poważnego naśladowcę? 😀

Poważnie zaś – książkę tę czyta się sprawnie i szybko, gdyż akcja rozgrywa się w taki sposób, że intryguje i zmusza do częstego odwracania kartek. Lubię takie sytuacje gdy nie mogę się oderwać od treści bo chcę wiedzieć co się działo będzie na następnej stronie. Niestety, nie jest to „mój” Breslau. Szkoda, bo do poprzednich pozycji p. Marka wracam z niezmiennym sentymentem. Mimo to polecam wszystkim, którzy z chęcią zagłębiają się w historyczne meandry naszego miasta. A tę nową i tak oczywiście dam autorowi do podpisania, jak każdą inną w moim zbiorze.

linia_1

Dzisiaj będzie między innymi o jednym z bohaterów moich opowiadań. Zapytany przez jednego z Was spieszę z garścią informacji na jego temat.

Wypowiada on w sumie nie wiele kwestii, jeżeli w ogóle jakąś. Czasem mruknie, czasem miałknie, czasem fuknie… Tak – chodzi oczywiście o kota Wilhelma, Adolfa. Dlaczego właśnie „Adolf”? Głownie dlatego, że Willi ma dość szczególne podejście do brunatnych władców ówczesnych Niemiec. Jest to forma pogardy dla ich poglądów, bo czyż nie jest szydercze, nazwać kota imieniem ich wodza? Ponieważ Willi raczej nie sympatyzuje z nazistami, czego daje wyraz na każdym kroku, decyzja wydawała się niemal oczywista. Ta antypatia jest bardzo świadoma. Wprowadziłem ją po to aby nieco utrudnić mojemu bohaterowi rozwiązywanie zadań. Bo przecież jakby z brunatnymi żył w zgodzie to mógłby tę znajomość wykorzystywać w każdej sprawie aby otwierać sobie drzwi, czy nakłaniać sprawców czy świadków do współpracy. A tak ma zadanie utrudnione, a ja razem z nim. Tutaj jeszcze jedna mała dygresja – pamiętać należy, że Niederschlesien, a Breslau w szczególności był rejonem gdzie naziści zawsze mieli mniejsze wpływy i poparcie niż na przykład w rodzimej dla nich Bawarii czy Berlinie. Miało to odzwierciedlenie w wynikach przeprowadzanych wtedy wyborów.

Kot Adolf ma swój pierwowzór. Jest nim mieszkający ze mną mój i nie tylko mój, puchaty przyjaciel, który nosi dumne imię Oggy (wzgl. Ogi). To kot perski o normalnej budowie kociej twarzy, z normalnym, nie cofniętym nosem. Niektórzy nazywają go odmianą azjatycką kota perskiego. Oggy/Ogi to imię jednego z bohaterów kreskówki „Oggy i karaluchy”. Wybrał je mój syn jak kota przyprowadziliśmy do domu. Był niezwykle pocieszną futrzaną kulką pełną kociej energii. Mieszka z nami od 8 lat i jest prawdziwym kocim arystokratą, gdyż ma dystans i typową angielską flegmę w stosunku do każdego wydarzenia jakie dzieje się wokół niego.

Oggy/Ogi ma gęste, długie futro, dokładnie tak jak Adolf, w związku z tym musi być często czesany, czego organicznie wręcz nienawidzi i reaguje alergicznie na wszelkie próby zmuszenia go do współpracy na tym polu. Dokładnie tak samo jak Adolf, Oggy/Ogi jest święty u nas w domu. Wolno mu wszystko i wiele się mu wybacza. Z tych przywilejów korzysta bezczelnie i zdecydowanie zbyt często. Dzieje się tak dlatego, iż w przeszłości przeszedł z nami bardzo poważną kocią chorobę, której ofiary umierają po 3-4 dniach. Nam udało się go odratować, choć łatwo nie było, a on przypłacił to niemal całkowitym wybieleniem szaty i niedowładem żuchwy. Dziś już wszystko jest w porządku, na powrót jest czarny, ale bardzo często nie jest w stanie schować całkowicie języka co powoduje, że wygląda przekomicznie 🙂 Przyczyną tych wypadków była…

Wieśka – kolejny kot w naszym domu. Imię „Wieśka” pochodzi nie od Wiesławy, lecz od wieśniaczki, gdyż pierwsze co zrobiła jak przyszła to nasrała do kwiatka. Została więc Wieśniaczką. Na jesieni (w kolejnym zbiorze opowiadań z przygodami Willego) pojawi się także i u niego w domu. Wiesia jest typowym przedstawicielem kota bombajskiego, ma krótkie, niezwykle lśniące czarne futro, śliczne zielonkawe ślepia i jest ponoć jedyną rasą kota na świecie, która aportuje „sama z siebie”, co faktycznie ma miejsce. Amerykanie nazywają koty tej rasy „Salonową panterą” co jest dość dokładnym odwzorowaniem ich wyglądu. Myślę, że będzie wdzięcznym tematem do opisywania 😀

linia_1

W moich wędrówkach po Breslau trafiłem ostatnio na Zimpel, czyli dzisiejsze Sępolno. Jeden z rozdziałów kolejnego opowiadania będzie się rozgrywał na terenie tego ciekawego miejsca. Dlatego też dzisiaj kilka słów na jego temat.

Podmiejska, podwrocławska wieś w tym miejscu istniała już w średniowieczu. Pierwsza o niej wzmianka bowiem pochodzi aż z 1288r. kiedy to w jednym z dokumentów dotyczących nadania ziem kolegiacie św. Krzyża wymieniono ją z nazwy „Zemplin„. Centrum wsi leżało ówcześnie na granicy pomiędzy dzisiejszymi osiedlami Bartoszowice i Biskupin, mniej więcej w okolicy skrzyżowania ul. Bacciarellego i Żmichowskiej. Był to teren podmokły, często zalewany przez nieopanowane wody Odry. Mieszkańcy skarżyli się na plagi komarów, ale żyzne gleby zalewowe powodowały, że mieli oni szerokie pole do popisu jeżeli idzie o uprawę roli. Faktem jest jednak, że był to ciężki, o wiele cięższy niż w innych, bardziej suchych miejscach, kawałek chleba gdyż powodzie bardzo często demolowały ich domostwa. Wraz z rozwojem techniki i wiedzy hydrologicznej możliwe stało się zapanowanie nad tymi żywiołami. Kwestia ta stała się palącą po katastrofalnej powodzi jaka nawiedziła miasto w 1903r. Wtedy to podjęto decyzję o budowie dwóch kanałów – Powodziowego i Żeglugowego. Zakończyła się ona szczęśliwie w 1919r. Od tego czasu datować można rozwój tej wsi w ścisłym powiązaniu z samym miastem czego dowodem jest jej przyłączenie do Breslau w 1924r.

W okresie pomiędzy rokiem 1919 a 1935 prowadzono budowę osiedla według planów architektów Paula Heima, Hermanna Wahlicha i Alberta Kemptera. Miało to być klasyczne „miasto ogród”. Takie założenia miały także inne dzielnice miasta, ale tym różniły się one od Zimpel, że zabudowano je licznymi i kosztownymi willami, na które stać było nielicznych. Tutaj zaś domy miały być dostępne dla przysłowiowego „Kowalskiego” (a może Schmidta?), posiadać ogródki, zaplecze i infrastrukturę ułatwiającą życie mieszkańcom. Miały to być domy w zabudowie szeregowej, wielorodzinne, o dwóch kondygnacjach, ale też wolnostojące. Całość realizowano na zlecenie inwestora, którym była firma Siedlungs-gesellschaft Breslau AG.

Prace rozpoczęto w 1919r. i prowadzono etapami stawiając obiekty przy następujących ulicach:

  • ul. Wysockiego 1919-1920
  • ul. Godebskiego, Głowackiego, Kosynierów Gdyńskich (część) 1919 -1923
  • ul. Kosynierów Gdyńskich (część) 1921
  • ul. Pierwszej Dywizji 1927
  • ul. Potebni 1927
  • ul. Okrzei 1927
  • ul. Pierwszej Dywizji 1927
  • ul. Nullo 1927
  • ul. Dembowskiego 1928
  • ul. Mierosławskiego 1928
  • ul. E. Plater 1928
  • ul. Becka 1928
  •  ul. 9 Maja 1930
  • ul. Monte Cassino (zabudowania w „kółku” zlokalizowanym pomiędzy ul. Liebelta, a Mierosławskiego) 1933-1935

Dodatkowo postawiono też większe obiekty użyteczności publicznej:

  • Kościół Świętej Rodziny 1930
  • Kościół Gustawa Adolfa (dawny DK „Światowid”) 1932
  • Friedriech Ebert Schuhle (dzisiejsza SP45 przy ul. R. Krajewskiego)  otwarta na Wielkanoc 1928r.

Ambitny plan przewidywał zakończenie realizacji projektu w takim czasie aby możliwe było pokazanie całego osiedla w ramach wystawy WuWa. Tak też się i stało, przy czym osiedle nie było w żadnym stopniu wykorzystane jako element wspomnianej wystawy.

Osiedle po wybudowaniu zostało systematycznie zasiedlane, powstawały kolejne sklepy i poczta. W 1926r. doprowadzono linię tramwajową w osi Friedrich Ebert Straβe (później: Adolf Hitler Straβe, a dzisiaj ul. A. Mickiewicza) do wysokości dzisiejszego skrzyżowania z Hindenburg Straβe (dziś: 9 maja).

Rok później tramwaje pojechały już dalej – do nowo powstałej pętli zwanej Günther Brücke, czyli w dzisiejsze miejsce pętli Sępolno. Docierały tutaj tramwaje numerów 9 i 18. Łączyły one osiedla z dzisiejszym rejonem ulicy Grabiszyńskiej (linia 9) i Hallera (linia 18).  Między 1940 (inne źródła podają rok 1938), a 1943r dołączyła do nich także linia nr 3 prowadząca na dzisiejszą ul. Hubską. Osiedle systematycznie rozbudowywano i powiększano tak, że dzisiaj otacza je już wianuszek innych zabudowań.

Zimpel/Sępolno zajmuje obecnie powierzchnię około 100ha, z czego 3/4 (ok 76ha) stanowią wielorodzinne dwukondygnacyjne domy szeregowe, a także 4- lub 6-mieszkaniowe domy wolno stojące oraz pewna liczba domów jednorodzinnych, pozostała część to parki, ulice i aleje – czyli przestrzeń publiczna. Przestrzeń ta została także już zagospodarowana na cele społeczne, pobudowano tu place zabaw, stadiony etc.

Z osiedlem tym związanych jest także kilka „legend”. Pierwsza i chyba najważniejsza to to, że układ ulic i zabudowań stworzony był w taki sposób aby przypominać z lotu ptaka kształt orła. Faktycznie, pod pewnym kątem, mniej więcej z północnego wschodu osiedle przypomina charakterystycznego orła dolnośląskiego znanego z herbu naszego województwa. Pozwolę sobie pokazać ten kształt w bardzo fajnym ujęciu, którego autorem jest Jonatan Klimczewski:

Drugą legendą, z którą niemal bezpośrednio miał do czynienia mój ojciec to informacje o podziemnych instalacjach w okolicy Stadionu Olimpijskiego wybudowanych tam w czasie II wojny światowej. Uwagę poszukiwaczy zwróciły niezwykle głębokie fundamenty wieży zegarowej stadionu, wokół której kazali mu ganiać z radarem geologicznym dookoła. Efekty nie były zaskoczeniem, ot kilka kanałów z przewodami, jakieś rury, etc. W końcu przecież to wysoka konstrukcja – dlaczego miałaby mieć płytkie fundamenty? Nie udało się do dzisiaj udowodnić istnienia żadnych niezwykłych konstrukcji ukrytych przed wzrokiem w tym rejonie. Ale są tacy co nadal szukają…

Wspomniany wyżej Jonatan Klimczewski podaje na swojej stronie jeszcze jedną, bardzo ciekawą legendę. Sprawa dotyczy koloru elewacji miejscowych domów. Mieszkańcy tego osiedla, którzy wprowadzili się tutaj zaraz po wojnie mówili, że ten brązowo-pomarańczowy kolor powstał w wyniku mieszania zaprawy z krwią budujących te domy więźniów, w tej liczbie też Polaków. Ciekawe, że domy powstały znacznie wcześniej nim Polaków naziści zamykali w obozach i niewolniczo wykorzystywali do pracy. Dla mnie to bzdura, ale poszukiwacze sensacji w każdym strzępku takiej informacji będą szukać czegoś czym można się ekscytować.

Ostatnią, tym razem prawdziwą, legendą/historią związaną z tą dzielnicą jest informacja o istniejącym we wspomnianej wyżej szkole obozu dla kobiet. Otóż faktycznie, w masywnym budynku Friedrich Ebert Schuhle, w sierpniu 1944r. hitlerowcy zorganizowali obóz dla kobiet i matek z dziećmi. Przetrzymywano tutaj kobiety, które przywieziono między innymi z Warszawy, walczyły one w Powstaniu Warszawskim. Liczebność obozu początkowo wyznaczono na ok 400 osób, wielkość ta wzrastała systematycznie, by pod koniec 1944r. osiągnąć stan 600 dorosłych i ok. 200 dzieci. Pod koniec maja 1945r. przetrzymywano tutaj nawet do 1500 osób. Nie próbowałem nawet dociekać ilu z nich się nie udało przetrwać. Zbyt przeraża mnie świadomość, że dzieciaki uczące się w tym budynku stąpają po tych samych schodach i podłogach…

Źródła:

  1. www.kochanantyki.pl
  2. www.sepolno.wroclaw.pl
  3. „Stare i nowe osiedla Wrocławia”, Zygmunt Antkowiak – Wydawnictwo Zakład Narodowy imienia Ossolińskich; 1973r.

linia_1

Napisano Wpisy historyczne | Oznaczone jako: , , , | Wstaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ostatnie wpisy

  • Archiwa

  • Licznik odwiedzin

    • 35
    • 349
    • 1 280
    • 4 938
    • 740 485