Po niezwykle czasochłonnym przygotowywaniu najdłuższego wpisu na stronę jakim był artykuł o Stadionie Olimpijskim myślałem, że przez chwilę będę mógł się poświęcić korekcie kolejnego opowiadania, dorzuceniem kilku nowych scen do kolejnego… Nic jednak z tych rzeczy. Nie dalej jak w piątek wydarzyło się coś co zmusza mnie ponownie do zabrania tutaj głosu.
Jestem przekonany, że uważny mój czytelnik zwrócił uwagę na to, że pewne postaci jakie pojawiają się w moich opowiadaniach posiadają swoje pierwowzory. Zresztą, pytaliście mnie o to kilka razy. Owszem, tak jest w istocie. Niemal w każdym opowiadaniu pojawia się bohater, którego inspiracją była osoba z mojego otoczenia. W „Niewinnych kłamcach” jest to Hans, który to jest w realnym życiu Karolem i intensywnie recenzuje każde moje wypociny. Chwała mu za to. W „Wyjątkowym zaangażowaniu” są to Linemann i Vonegern – dwaj ludzie, z którymi do niedawna miałem mnóstwo do czynienia w ramach działania w jednym ze stowarzyszeń. Nasze drogi się rozeszły, ale bohaterowie pozostali. W „Dwa razy to samo” główny bohater posiada nawet imię i nazwisko prawdziwej, żywej osoby, więcej, on jest tą osobą 🙂 Talgat to niezwykły człowiek i jestem mu szczerze wdzięczny za możliwość wykorzystania jego barwnej postaci w tym opowiadaniu. Tam też pojawia się po raz pierwszy pewien kolejny, ciekawy osobnik. Jest nim Covalus. Na początku trochę zdawkowo, ale w kolejnych opowiadaniach będzie go coraz więcej, choć wcale wielki nie jest. Kiedyś jak miał dźwignąć bodaj 25kg worek z cementem to stwierdził, że nie może nieść czegoś co jest cięższe od niego samego. To fascynujący człowiek, pełen szalonych pomysłów i jeszcze bardziej niezwykłej ich realizacji. Od lat robi to co ja. Pisze opowiadania. Niezmiennie związane z koleją, niezmiennie fascynujące i frapujące. Staram się je czytać na bieżąco, ale strzela nimi na lewo i prawo jak z karabinu, a ja biedny nie nadążam. Jest wielkim pasjonatem i miłośnikiem kolei, podobnie zresztą jak i ja. To od pociągów zaczęła się nasza znajomość i liczę, że nie tylko na nich się skończy. Eee – raczej powinienem był powiedzieć: NIE SKOŃCZY 🙂
Od kiedy tylko zaczęliśmy o tym rozmawiać, wiernie starałem się mu kibicować w jego walce o możliwość zaistnienia na rynku wydawniczym. Doskonale wiem co to za ciężka walka i jak potrafi długo trwać. Ja od jakiegoś roku, półtorej, też próbują ją toczyć. Tym bardziej cenne dla mnie jest to, że jemu się udało. Cieszę się ogromnie, bo pokazuje, że „wszystko można, trzeba tylko chcieć”.
Tym goręcej namawiam Was do zapoznania się z jego twórczością. Nie tylko w formie elektronicznej na jego stronie internetowej (www.covalus.pl) ale także w świeżo wydanej właśnie – formie papierowej. Nie wiem dlaczego, ale dla mnie zawsze co książka trzymana w ręku to książka. To jakby nieco bardziej nobilitujący rodzaj pisarstwa. Internet ma to do siebie, że wiele treści w nim zawartych jest ulotnych i z czasem gubi się, zupełnie nie wiedzieć czemu. Z książką jest inaczej. Ją nie tylko można wziąć do ręki, poczuć zapach farby drukarskiej, poprzewracać kartki, ale ona zostaje na dłużej. Nawet jak bezpańsko, po jednym przeczytaniu, trafia na półkę to i tak za dziesięć, dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat ktoś będzie miał możliwość po nią sięgnąć, zgarnąć kurz i zanurzyć się w tym co autorowi po głowie się kołatało. Książka to także rodzaj spełniania marzeń. Marzeń autora aby to co stworzy, ktoś miał kiedyś okazję poznać, przeczytać i docenić. Marcin na swojej stronie wpisał w jednym miejscu coś takiego: „Moje marzenia? Zrobić wreszcie swoją makietę H0, by gromadzony w szafie tabor mógł pomanewrować na stacji i wydać książkę z opowiadaniami. Czy się spełnią -zobaczymy.” Strasznie się cieszę, że będzie musiał je zmienić 🙂
Gorąco zachęcam do tego aby poznać prawdziwego Covalusa, nie tylko tego z kart moich opowiadań. Jest wart każdej sekundy z nim spędzonej.
P.s. Książka „Meandry szlaku” nie jest dostępna w szeroko pojętej sieci sprzedaży i można nabyć ją na razie tylko za pośrednictwem strony internetowej:
http://www.pkp-jazda.pl/literatura/szlak.html#poc5
Cena nie jest zbyt wysoka, a ja z chęcią wynegocjuję jakąś szczególną dedykację.