Mnóstwo się ostatnio mówi i pisze o skarbach ukrytych w dolnośląskiej ziemi odkąd pod Wałbrzychem odkryto złoty pociąg. Szum w mediach na cały świat się rozszedł. Nic dziwnego więc, że podsycani tym entuzjazmem autorzy mogą tworzyć na ten temat swoje wizje. W tym gronie znalazłem się i ja. Sęk w tym, że stworzyłem swoją wizję złotego pociągu już w 2008r. Ubrałem ją w zdarzenia, tło historyczne i zawarłem w opowiadaniu Ostatni pociąg do Hirschbergu. To opowiadanie podesłałem mojemu przyjacielowi, Covalusowi, aby umieścił je na swojej stronie w działce opowiadań innego autorstwa. Wisi tam do dzisiaj, ale w końcu dotarło do mnie, że może warto by je umieścić tutaj?
Jednak zanim zaczniecie je czytać muszę nakreślić kilka kwestii.
Pierwsza i najważniejsza: Jednym z bohaterów tego opowiadania jest ś.p. Wojtek Stojak. Człowiek legenda w światku poszukiwaczy przygód, skarbów i ciekawych historii. Był wieloletnim przyjacielem (mam wrażenie, że wolno mi użyć tego słowa) mojego Taty, który oczywiście jest specjalistą od radarów geologicznych. To pamięci Wojtka poświęcam to opowiadanie, bo on mnie nauczył na swym ganku (który tutaj jest oddany takim jakim był), że skarb nie zawsze musi mieć dużą wartość materialną. Dlatego, jeśli ktoś w końcu ten złoty pociąg odkopie, bardzo bym chciał móc powiesić na pomniku przed wejściem do takiej sztolni tabliczkę poświęconą pamięci Wojtka.
Jeszcze kilka wyjaśnień historycznych:
- Armia Czerwona weszła do Świebodzic dopiero rankiem 8 maja 1945r. Do tego czasu było tutaj trochę wojska niemieckiego dającego lokalnej władzy złudne nadzieje na jakiś ratunek. Dlatego stwierdzenie pani kasjerki że „ruscy już pod Freiburgiem” jest troszkę naciągane. Jednakże w połowie lutego 1945r. rozpoczęła się ewakuacja ludności cywilnej i faktycznie w tym czasie dworce były mocno przepełnione uciekinierami.
- Pociągi DRG na terenach będących we władaniu Niemców kursowały bez zakłóceń niemal do samego maja 1945r. Tym bardziej, że w obszary górskie, poza kilkoma wyjątkami, Armia Czerwona nie zapuszczała się specjalnie ochoczo. Problemy z pociągami, które nie wyjeżdżały już z okrążonego Breslau mogły się przejściowo pojawić w okolicy połowy lutego, ale później problem ten został rozwiązany.
- Czas opisywanych tutaj wydarzeń (z 1945r.) to kilka dni pomiędzy 15 lutego, a 20 marca.
- Wymieniana tutaj lokomotywa E94-017 w rzeczywistości pokonała, jako jedna z ostatnich, odcinek pomiędzy Wałbrzychem, a Szklarską Porębą ciągnąc pociąg towarowy z uciekinierami. W ostatnim akcie rozgrywającego się na Dolnym Śląsku horroru ucieczek przed sowietami, została ewakuowana do ostatniej zelektryfikowanej stacji na tym szlaku: Korenova. Stamtąd, przez Czeski Decin i Drezno po zakończeniu działań wojennych została przeciągnięta do Dessau, gdzie dotarła 18 października 1945r. Już dziesięć dni później została przetransportowana do ZSRR i włączona do ilostanu Ministerstwa Energetyki ZSRR jako TEL 94-017. Dnia 24 sierpnia 1952r została zwrócona prawowitemu właścicielowi (wg jedynie słusznej koncepcji), czyli kolejom DDR. Stacjonowała początkowo w RAW (lokomotywownia) Dessau do maja 1957r. kiedy to przeniesiono ją do RAW Magdeburg Buckau. W 1964r ponownie zmieniła miejsce postoju na Zwickau. W 1970r zmieniono numerację wszystkich lokomotyw elektrycznych na DR – E94-017 zmieniła się na 254-017. 3 sierpnia 1977r. w wyniku wypadku została skreślona z inwentarza i w dniu 13 lipca 1978r. została złomowana służąc jako dawca części dla innych lokomotyw tej serii.
- Faktycznie, w końcu wojny, na terenie Czech miał miejsce atak partyzantów na zelektryfikowaną linię kolejową. Jednak było to w innym miejscu niż ja to opisałem. Tak mi było wygodniej dla dramatyzmu akcji. W rzeczywistości lokomotywą, która brała udział w wypadku z udziałem partyzantów na terenie Czech była lokomotywa o numerze E94-074, która wylądowała ostatecznie na stacji w Trutnowie (już jako uszkodzona i niezdatna do pracy), gdzie została pocięta na złom w roku 1952r. Co ciekawe na linii tej sieć trakcyjna docierała tylko do Lubawki po stronie niemieckiej.